Najnowszy album Agnieszki Chylińskiej to niezwykle osobiste dzieło. "Never Ending Sorry" opowiada o miłości i poszukiwaniu szacunku do samego siebie. Gwiazda udowodniła, że jest niezwykle wrażliwą osobą, która w życiu przeżyła bardzo wiele. Teraz udzieliła wywiadu dziennikarzom telewizyjnego formatu "Co Za Tydzień" i opowiedziała o wewnętrznej i scenicznej metamorfozie.
Ekipa programu odwiedziła Chylińską podczas koncertu we Wrocławiu. Piosenkarka znalazła czas, by przyznać, że wyrosła z rodzaju muzyki, którą kiedyś tworzyła.
To jest taka opowieść, w której nie uciekam w hałas, tylko chcę wytrzymać to spojrzenie ludzi, którzy siedzą. I tak sobie założyłam, że chciałabym, żeby oni usiedli i dostrzegli, że już nie mam dwudziestu lat i że nie jestem w stanie robić muzyki, którą robiłam 30 lat temu, po prostu z niej wyrosłam.
Na najnowszej płycie Chylińskiej znajdziemy utwór traktujący o macierzyństwie. Gwiazda zdradziła, dlaczego zależało jej na jego napisaniu.
Jest to piosenka, na którą byłam gotowa, by ją napisać. Wiele już przepłakałam i poczułam, że po tych kilkunastu latach jestem gotowa, żeby wyjść do ludzi i powiedzieć, że moje macierzyństwo nie jest sztampowe i że ten smak miłości rodził się w jakimś ogromnym trudzie.
Wokalistka podkreśliła, że będąc w trasie lub na scenie, nie zapomina, kto na nią czeka w domu. Z drugiej zaś strony, możliwość występów i śpiewania przed tłumem jest też pewnego rodzaju terapią dla artystki.
Gdy jestem na scenie wśród moich ludzi, już mam informację, co trzeba przygotować dziecku do tornistra na poniedziałek. Ta rzeczywistość mojej rodziny i normalnego macierzyństwa, wyjątkowego, ale bycia również żoną, matką, daje mi poczucie, że wychodzenie na scenę jest cały czas atrakcyjne.
Gwiazda podkreśliła, że jest wdzięczna fanom za to, że zaakceptowali jej metamorfozę.