Anna Przybylska zmarła w 2014 roku w wyniku guza trzustki, który okazał się złośliwy. Śmierć młodej, pięknej aktorki, która zostawiła troje dzieci, wstrząsnęła jej fanami. Zwłaszcza że Przybylska nie mówiła publicznie o chorobie, a informacje o pogarszającym się stanie zdrowia ukrywała skrzętnie przez wiele miesięcy. Dwa dni po ósmej rocznicy śmierci aktorki na ekrany polskich kin wchodzi dokument zatytułowany "Ania". W produkcji zobaczymy wypowiedzi jej najbliższych, wspomnienia, opowieści o tym, jaką była prywatnie, a także niepublikowane materiały z rodzinnego archiwum. W kontekście wywiadu, którego Przybylska udzieliła w 2013 roku w programie Tomasza Lisa, trudno nie zadać sobie pytania, czy na pewno tego właśnie by chciała.
Informacje o problemach zdrowotnych Anny Przybylskiej trafiły do publicznej wiadomości latem 2013 roku. Ktoś doniósł wówczas, że aktorka przebywała na terenie Akademii Medycznej w Gdańsku i przeszła operację usunięcia guza trzustki. Przybylska nie zamierzała dzielić się tą wiadomością i nie miała żadnej kontroli nad narracją, która pojawiła się wówczas w mediach. Partnerka Jarosława Bieniuka znalazła się dodatkowo pod ostrzałem paparazzi śledzących każdy jej ruch. W ramach sprzeciwu wytoczyła fotografom wojnę, a w mediach społecznościowych zaczęła zamieszczać wizerunek osób robiących jej zdjęcia.
O problemie Anny Przybylskiej zaczęło być coraz głośniej. Na temat toczonej przez siebie batalii o uszanowanie prywatności aktorka opowiedziała w programie Tomasza Lisa. To jeden z ostatnich wywiadów, jakich udzieliła przed śmiercią.
W związku z sytuacją rozpętała się ogólnopolska akcja. Miałam poczucie, że grzebie mi się w trzewiach (...). Moje życie wyglądało jak polowanie na zwierzynę. Panowie z aparatami nie mieli żadnych granic. Chodziło o zrobienie jak najbardziej kompromitującego zdjęcia lub sielskiego, cudownego życia Przybylskiej - relacjonowała.
Aktorka sama mówiła również, że zainteresowanie jej osobą jest dla niej kompletnie niezrozumiałe. Przyznała także, że w jej życiu zawodowym nie dzieje się wiele.
Nie rozumiem zainteresowania moją osobą, bo zawodowo ostatnio robię niewiele. Nie robię nic, mam partnera piłkarza, nie mieszkam w Warszawie, od czasu do czasu zagram w reklamie, zrobię jakiś film, jestem w szczęśliwym związku z partnerem i wychowuję dzieci.
A jednak. Intymne szczegóły z życia Anny Przybylskiej po jej śmierci są poddawane publicznej analizie chyba jeszcze bardziej, niż za jej życia. O tym, jak wyglądały jej ostatnie momenty, opowiedzieli ze szczegółami najbliżsi aktorki w wywiadzie dla "Vivy!", który ukazał się na krótko przed premierą filmu.
Nie mieliśmy pewności, nie było determinacji. Potem Ania dostała chemię, trochę lepiej się poczuła. Potem żyła programem naukowym w Stanach. A czas uciekał - opowiadała m.in. siostra aktorki.
Nikt nie może odebrać rodzinie prawa do własnego sposobu przeżywania żałoby. Zapewne to partner, mama i siostra Anny Przybylskiej znali ją najlepiej i z pewnością wiedzieli, czego sama by sobie życzyła i czy wspominanie jej w takich szczegółach to coś, z czego byłaby zadowolona. Słuchając jednak ostatnich wypowiedzi aktorki, trudno nie nabrać wątpliwości.
Nie bardzo rozumiem, co moje życie prywatne może wnieść do debaty publicznej. Co zaspokajam, kiedy jestem atakowana z każdej strony. Pojawia się raz zdjęcie ze spaceru, raz, jak jestem umachana zakupami, raz, jak cudownie spędzam czas z dziećmi - zastanawiała się Przybylska.
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy Jarosława Bieniuka, jednak do momentu publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.