Dwa rozwody, konflikt z bratem i romans z żonatym aktorem. Życie nie rozpieszczało Doroty Kamińskiej

Nazywano ją "chodzącym ideałem". Jako młoda dziewczyna zachwyciła w "Barwach ochronnych" Krzysztofa Zanussiego, a po roli w "Karate po polsku" okrzyknięto ją seksbombą. Ale choć olśniewała urodą i nie brakowało jej talentu, Dorota Kamińska nie miała szczęścia w miłości.

Śmiałe jak na ówczesne czasy, erotyczne sceny z filmów takich jak „Och, Karol" czy „Karate po polsku" z udziałem pięknej aktorki do dziś powodują przyśpieszone bicie serca u niejednego fana wdzięków Doroty Kamińskiej. Aktorka mimo młodego wieku i niewielkiego doświadczenia, na planie nie bała się ról uwodzicielskich, zmysłowych kobiet, które przysporzyły jej wielu wielbicieli. Zagrała też w pierwszej polskiej telenoweli - „W labiryncie". Ale dziś niewielu pamięta, że Dorota, prywatnie siostra Emiliana Kamińskiego, wcale nie miała zostać aktorką. Zanim trafiła na PWST, kształciła się na studiach inżynierskich. A kiedy już zdecydowała się na karierę kinową, reżyserzy mieli co do niej wyrobione zdanie i często obsadzali ją w podobnych rolach. Od jednego z nich miała usłyszeć: „słodkiej idiotki to Ty nie zagrasz". Dziś Dorota Kamińska przyznaje, że faktycznie bliższe są jej role kobiet z mocnym charakterem. Mimo wielu sukcesów, nie zawsze była na świeczniku, rzadko udziela wywiadów, bo – jak przyznaje – nie lubi opowiadać o swoim życiu prywatnym. Być może dlatego, że nie zawsze ją ono rozpieszczało.

Zobacz wideo Magia lat 90-tych, czyli wspomnienia powracają w literaturze [Popkultura]

Śladami brata

Dorota Kamińska przyszła na świat 7 czerwca 1955 roku w Warszawie. Jest młodszą siostrą znanego aktora, Emiliana Kamińskiego. Rodzeństwo było w dzieciństwie ze sobą bardzo związane - to właśnie trzy lata starszy brat uczył małą Dorotę chodzić. I nie tylko tego.

Zawsze trzymaliśmy sztamę. Emilian żałował tylko, że nie jestem chłopcem, bo bardzo chciał mieć braciszka. Pewnie dlatego uczył mnie męskich zabaw, to jest rzucania nożem czy bagnetem. On ma pamiątkę na dłoni, a ja na stopie. Emilian skaleczył mnie bagnetem w nogę, ja natomiast rozwaliłam mu dłoń grabiami. Tłukliśmy się, jak większość braci i sióstr - wspominała Dorota Kamińska w magazynie „Świat i ludzie".

Brat wywarł spory wpływ na przyszłość Doroty. Choć początkowo zdecydowała się na studia na Politechnice, szybko zrozumiała, że to nie miejsce dla niej. Bardziej od środowiska poukładanych studentów, młodą dziewczynę pociągał świat bohemy artystycznej, w którym obracał się jej brat.

Kiedy Emilian poszedł do szkoły teatralnej, weszłam w świat teatru, środowisko jego kolegów i okazało się, że też chciałam się tam znaleźć. (...) Podczas egzaminów na Politechnikę przeżyłam tzw. piorun sycylijski, czyli nagłą iluminację. Pisałam akurat egzamin z matematyki, siedziałam w jednym z ostatnich rzędów wielkiej auli. W pewnym momencie podniosłam głowę i zobaczyłam smutnych profesorów nadzorujących smutny tłum postaci skulonych nad swoimi obliczeniami i pomyślałam, że to zdecydowanie nie jest moje miejsce. Oddałam nieskończony egzamin i wyszłam. Rok później dostałam się na wydział aktorski PWST w Warszawie - wspominała Dorota Kamińska w wywiadzie dla Plejady. 

Chodzący ideał

Szybko okazało się, że Dorota jest równie utalentowana jak starszy brat. Już na pierwszym roku studiów zaliczyła debiut w „Barwach ochronnych" Krzysztofa Zanussiego. Rektor, Tadeusz Łomnicki, zrobił dla niej wyjątek, udzielając zgody, bowiem studentom nie wolno było wówczas grać w filmach. Młoda aktorka wypadła tak dobrze, że wkrótce posypały się kolejne propozycje. Po występie u Zanussiego, Kamińską można było oglądać min. w takich produkcjach jak: „Rodzina Połanieckich", „Życie Kamila Kuranta", „Na straży swej stać będę" czy „Był jazz". Ale największą popularność przyniosła jej postać Doroty, dziewczyny Piotra, granego przez Edwarda Żentarę, w „Karate po polsku".

Film z wieloma bardzo jak na ówczesne czasy odważnymi scenami, prezentowany był m.in. na festiwalu w Gdyni. Już wówczas Dorotę Kamińską zaczęto nazywać seksbombą. Swoją pozycję ugruntowała występem w pierwszej polskiej komedii erotycznej "Och, Karol", gdzie zagrała Wandę. Perypetie tytułowego Karola i jego partnerek obfitowały w miłosne sceny, a każdy odcinek przyciągał przed ekrany telewizorów tłumy widzów. Wśród nich było wielu fanów wdzięków Doroty Kamińskiej, którą zaczęto nazywać „chodzącym ideałem". Do aktorki wielbiciele słali listy z wyznaniami miłości.

Dla wielu aktorek udział w śmiałych scenach erotycznych był problematyczny, ale nie dla Doroty Kamińskiej. Jak przekonuje, jej zdaniem ciało aktora to element jego pracy.

Jeżeli istnieje potrzeba, aby (aktor) wystąpił nago i jest to uzasadnione fabularnie, nie ma w tym niczego niestosownego. Gorzej, jeśli nagość ma być jedynie elementem komercyjnym przyciągającym widza. Takich ról odmawiałam. Zresztą scena w „Karate…" była jedyną, w której wystąpiłam nago. W „Och, Karol" miałyśmy „zbiorówkę" topless, ale tam w zasadzie nic nie było widać. Tyle moich grzechów, jeśli chodzi o ten temat - wyjaśniała Dorota Kamińska w wywiadzie dla Plejady. 

W latach 90. Dorota Kamińska przyjęła rolę w pierwszej polskiej operze mydlanej, „W labiryncie". Środowisko aktorskie nie przyjęło tego najlepiej. W jednym z wywiadów wyznała, że chociaż na planie czuła się świetnie, koledzy traktowali ją dość wrogo, uważając, że się „sprzedała". Zdaniem niektórych, prawdziwi aktorzy nie powinni występować w telenowelach. Dorota Kamińska jednak nie przejmowała się takimi przytykami i po prostu robiła swoje. Równocześnie z grą w „W labiryncie", występowała na scenach teatralnych, gdzie miała szansę realizować swe artystyczne ambicje. Za swoje role zbierała doskonałe recenzje i zdobywała uznanie publiczności.

Dorota Kamińska w 1983 rokuDorota Kamińska w 1983 roku EAST NEWS

Miłosne zawirowania

Dorota Kamińska miała wielu wielbicieli i fanów, ale jej życie prywatne było dalekie od ideału. Krótko mówiąc, nie miała szczęścia do mężczyzn. Jak przyznała po latach, pierwszy ślub wzięła zbyt pochopnie, nie znając tak naprawdę swojego przyszłego męża.

Byłam niedoświadczona, nie znałam życia, ani mojego męża. Zaczęliśmy poznawać się po ślubie - wspominała aktorka.

Nic więc dziwnego, że małżeństwo wkrótce zakończyło się rozwodem. Ale niebawem na horyzoncie pojawił się drugi mąż, którym został ginekolog Zbigniew Chaciński. Niestety i tym razem wybór okazał się chybiony. Mężczyzna zbyt często zaglądał do kieliszka, co przyczyniło się do rozpadu małżeństwa po 14 latach. Ale jeszcze podczas jego trwania Dorota Kamińska wdała się w romans.

Z Witoldem Dąbrowskim, bo o nim mowa, Dorota Kamińska poznała się tuż po obronie dyplomu na PWST. Została wówczas zaangażowana do warszawskiego Teatru Studio, gdzie wkrótce dyrektorem został Waldemar Dąbrowski, który od razu zwrócił uwagę na urodziwą blondynkę. Oboje byli wówczas w związkach. Ale, jak mówi popularne przysłowie - serce nie sługa. W latach 90. o romansie tych dwojga plotkowała cała Warszawa. Związek nie zakończył się jednak happy endem. Bo choć Dorota Kamińska była gotowa odejść od męża, by móc wyjść za Dąbrowskiego, okazało się, że ukochany zdążył się odkochać. Postanowił wrócić do żony, co Dorota Kamińska bardzo przeżyła.

Po rozwodzie z drugim mężem i rozstaniu z kochankiem Dorota Kamińska z wzajemnością zakochała się w Jacku Borkowskim. On był wówczas żonaty, ale w jego małżeństwie nie działo się najlepiej. Wkrótce między nim a Dorotą wybuchł płomienny romans. Namiętność nie okazała się jednak trwała - powtórzył się scenariusz znany z poprzedniego związku. Borkowski postanowił wrócić do żony, Katarzyny Borkowskiej, która tak wspominała tamte wydarzenia:

Wyprowadził się do niej, zabrał część rzeczy. A potem, gdy chciał wrócić, nie miał odwagi po nie pojechać. Na jego prośbę czekałam w samochodzie. Wrócił zdenerwowany i opowiadał, że Dorota wybiegła za nim na klatkę, krzyczała, że go kocha i zaklinała, żeby został. Długo nie dawała mu spokoju, wydzwaniała do niego - opowiadała Katarzyna Borkowska, która kilka lat później rozwiodła się z niewiernym mężem.

Tymczasem Dorota Kamińska w 2003 roku poznała „tego jedynego". I choć z byłym dziennikarzem telewizyjnym, Piotrem Pajdowskim nie zdecydowała się na ślub, ten związek okazał się znacznie bardziej trwały niż jej dwa małżeństwa.

Ślub nie jest potrzebny do zbudowania dobrego związku. Jeśli ludzie chcą być razem, to będą - powiedziała aktorka w rozmowie z „Na żywo".

Dorota Kamińska w 2003 rokuDorota Kamińska w 2003 roku Fot. ?ukasz Giza / Agencja Wyborcza.pl

Późniejsze lata

Dorota Kamińska nie miała szczęścia w miłości, ale jej kariera kwitła. W latach 90. dała się poznać jako dziennikarka. Prowadziła wówczas i redagowała dwa programy – magazyn filmowy Polsatu „Oskar" oraz nocną audycję radiową na temat kina w Programie I Polskiego Radia. Pisała też recenzje i wywiady do czasopism: „Pani", „Kobieta i Życie" czy „Życie Warszawy", była gospodynią wielu wydarzeń. Równolegle Dorota Kamińska kontynuowała karierę aktorską - świetnie przyjęto min. jej występ w serialu „Fitness Club" (1994-1950), w którym wcieliła się w rolę Mai Weber, klientki tytułowego klubu.

Cieniem na szczęściu Doroty Kamińskiej położył się konflikt z bratem. Zdaniem znajomego rodzeństwa, dużą rolę w pogorszeniu ich relacji odegrała żona Kamińskiego, Justyna Sieńczyłło.

Dorota nie ukrywała, że w wielu dziedzinach bardzo różnią się z bratową. Kiedy po raz kolejny sprawy zaszły za daleko, Emilian stanął lojalnie po stronie żony i odsunął się od siostry. Bardzo ją to zabolało - mówił w „Na żywo" znajomy aktorów.

Konflikt ciągnął się przez kilka lat. Na szczęście w pewnym momencie Emilian zdecydował się wyciągnąć do siostry dłoń. Zaproponował jej główną rolę w spektaklu „Porwanie Sabinek". Wówczas rodzeństwo się pojednało i dziś ich relacje znów są ciepłe.

Młodsi widzowie kojarzą Dorotę Kamińską przede wszystkim z ról serialowych, m.in. w „Barwach szczęścia", Zakochanych po uszy" czy „Klanie". Pomimo upływu lat, aktorka wciąż zachwyca subtelną urodą i wdziękiem.

Więcej o:
Copyright © Agora SA