Z choroby dziecka zrobili "przedstawienie" w mediach? A co wy zrobilibyście dla swojego? Ja myślę, że wiem [OPINIA]

Jakub Rzeźniczak, Magda Stępień, Krzysztof Stanowski i Dziki Trener - dziwniejszego zestawu bohaterów nie bylibyśmy w stanie długo wymyślić w redakcji. Niektórzy powiedzą "ale cyrk!". Tak, będziecie mieli rację. A teraz szybkie ćwiczenie myślowe - czy jesteście pewni na 100 procent, że zachowalibyście się inaczej na miejscu rodziców ciężko chorego dziecka?

Więcej informacji na ten temat znajdziesz na Gazeta.pl

Magdalena Stępień i Jakub Rzeźniczak mają ciężko chorego syna. Od kilku tygodni wie już o tym cała Polska, ale naprawdę głośno zrobiło się w ostatnich dniach. Za pomocą internetowej zbiórki Magdy na leczenie dziecka udało się szybko zebrać ponad 400 tysięcy złotych, ale w minioną niedzielę fakt zbierania przez nią pieniędzy skomentował influencer Dziki Trener. Skrytykował, wprost zarzucił hipokryzję i zwrócił uwagę na to, że w tym przypadku na biednych (podobno) nie trafiło. Magda odpowiedziała na Instagramie, raczej milczący do tej pory Jakub porozmawiał z węszącym dramę Krzysztofem Stanowskim i w efekcie końca nie widać. A w tle nadal jest dziecko z nowotworem.

Zobacz wideo

A co wy zrobilibyście na ich miejscu?

Dla każdego człowieka byłby to dramat, który ciężko sobie w ogóle wyobrażać i scenariusz, jakiego nie chce nigdy rozważać żaden rodzic. Takie rzeczy widzi się w najczarniejszych snach, i każdy ma nadzieję, że nigdy, przenigdy ten scenariusz się nie zrealizuje. Czasem jest inaczej. U Magdy i Kuby nie tylko się to wydarzyło, ale jeszcze ciągnie się za nimi ich osobista historia, przypominająca niskiej jakości telenowelę.

W przypadku choroby dziecka potrzebne będą szybko ogromne pieniądze. I nie jest ważne, czy maluch będzie przechodził terapię w Izraelu, jak mówi Magda, czy też ma odpowiednią opiekę w Centrum Zdrowia Dziecka w Polsce, jak utrzymuje Kuba. Te pieniądze będą potrzebne niezależnie od miejsca leczenia. Pytanie do was - gdyby kontrowersja i brzydki szum naokoło was były jedynym, na czym możecie te pieniądze pozyskać, czy nie zrobilibyście tego samego? Ja śmiało odpowiem - tak. Zrobiłabym dokładnie to samo. Taką samą narrację mogłabym budować nawet kosztem kariery w social mediach mojego byłego partnera (to wszystko nie przekłada się nadal na karierę piłkarską Rzeźniczaka) i mojej własnej. I nie czuję się z tym jakoś źle czy nie na miejscu. Bo w tym momencie liczyłaby się wyłącznie jedna, jedyna rzecz, czyli zdrowie mojego dziecka, w tym przypadku - jak rozumiem - uzależnione od pieniędzy.

Nie wnikam, czy naprawdę tak jest. Czy mały Oliwier potrzebuje wyprawy akurat do Izraela, a nie do Stanów Zjednoczonych? Czy ma dwa procent szans na wyleczenie, czy może jednak cztery procent? Czy rodzice dziecka rozstali się w sposób jakkolwiek godny, czy też nieszczególnie? Czy ostatecznie pieniądze z takiej zbiórki przeznaczą naprawdę na leczenie syna, czy jednak na własne przyjemności? To jest ryzyko, jakie zawsze się podejmuje w przypadku każdej wpłaty na tego typu prywatne zbiórki.

Ale jeśli szum, który naokoło całej sytuacji robią (już teraz obie) strony, przekłada się na kolejne przelewy na konto na leczenie, to dobrze - liczy się tylko zdrowie dziecka. Konsekwencje? Kto ma rację? To zostało zepchnięte na dalszy plan. Jeśli - jak to niektórzy nazywają - "cyrk" pozwoli dotrzeć do kolejnych osób, które przekażą pieniądze na leczenie chłopca, niech trwa tyle, ile będzie trzeba.

Więcej o: