Andrzej Piaseczny dokonał coming outu i wyznał, że jest zakochany w mężczyźnie. Choć nie chce zdradzać, o kim śpiewa w utworze "Miłość", nie ma zamiaru milczeć i patrzeć ze spokojem na to, co wyprawia rząd i księża w naszym kraju.
W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Andrzej Piaseczny wyjaśnił, dlaczego zdecydował się na publiczny coming out, którego aktualnie nieco trochę żałuje.
Szukałem siebie. Sprawdzałem, kim jestem. Żałuję przekroczenia tej granicy w znaczeniu pokazania się publicznie, ale czasu nie żałuję. (...) Do coming outu zmobilizował mnie prezydent Andrzej Duda podczas kampanii wyborczej. Powiedział, że LGBT to nie ludzie, lecz ideologia. Prezydent stał się emanacją homofobii.
Piaseczny jest zarówno osobą homoseksualną, jak i osobą wierzącą - wierzącą w Boga, ale jak dał do zrozumienia, nie w tego, w którego wierzy część kapłanów w Polsce, którzy wręcz gardzą osobami o innej orientacji seksualnej.
W kościele bywam czasami, w tygodniu. W tłumie nie umiem się modlić. Chodziłem regularnie jeszcze w liceum. Przestałem, kiedy ksiądz w konfesjonale zaczął się dopytywać, czy się masturbuję. Wróciłem, jak miałem jakieś 35 lat. Może odezwało się we mnie pragnienie kontaktu z boskością. (...) Nie wierzę, że zapłatą za miłość jest piekło. Biskupi i niektórzy księża wierzą w innego Boga, moim zdaniem niechrześcijańskiego. To, co robią biskupi, to droga do unicestwienia tradycji chrześcijańskiej. Przez swoje nienawistne teorie arcybiskup Marek Jędraszewski wykrzywia obraz Boga i Kościoła. Cały Episkopat powinien się uderzyć w piersi i poprosić o wybaczenie. Pycha idzie przed upadkiem - dodał.
Bulwersować może jeszcze jedna kwestia - kulisy zakończenia współpracy TVP z muzykiem.
Podobno do telewizji zadzwonił sam "towarzysz Winnicki", jak żartobliwie nazywamy ze znajomymi prezesa Kaczyńskiego – rzecz wzięta z kultowego serialu "Alternatywy 4", pasuje idealnie – powiedział, żeby mnie zdjęli ze wszystkich anten TVP. On sam czy też ktoś w jego imieniu – co to ma za znaczenie? Żartem jest raczej to, że na samej górze zajmują się takimi drobiazgami. Zabronili również rozmawiać ze mną wszystkim mediom zarządzanym przez Orlen. Mówię to nie po to, by się użalać, tylko po to, by przestrzec przed państwem sterowanym przez jednego człowieka. Takie sterowanie wszystkim – również telewizją – przez jednostkę to cecha państw totalitarnych. Nie wiem, gdzie my się za chwilę obudzimy, jeśli ich nie zatrzymamy.
No właśnie, czas się obudzić.