Relacje zawodowe Grażyny Szapołowskiej i Jana Englerta, delikatnie mówiąc, nie należały do łatwych. Nie każdy pamięta, że w 2011 roku będący dyrektorem Teatru Narodowego w Warszawie Englert, dyscyplinarnie zwolnił aktorkę z pracy. Wszystko przez to, że danego dnia nie pojawiła się na spektaklu, za to wystąpiła w telewizji jako jurorka programu "Bitwa na głosy". Później podała swojego byłego szefa do sądu. Proces trwał dziesięć miesięcy i zakończył się przegraną Szapołowskiej. Ostatnio aktorka udzieliła wywiadu, w którym powiedziała, jak ułożyły się jej relacje z Janem Englertem.
Po procesie obie strony barykady uścisnęły sobie dłonie przed wyjściem z sądu i nie wyglądało na to, żeby zanosiło się na burzę.
Jestem w stosunku do pani Szapołowskiej nadal kolegą. To nie jest tak, że od dziś będę udawał, że jej nie znam - mówił Jan Englert w 2012 roku w rozmowie z "Super Expressem".
Jak ich "koleżeństwo" wygląda po prawie dziewięciu latach od spotkania w sądzie? Okazuje się, że nie najlepiej. Grażyna Szapołowska udzieliła wywiadu Polskiemu Radiu Londyn. Została zapytana o to, czy jest coś, czego żałuje w swojej karierze aktorskiej.
Nie ma takich momentów, których bym żałowała. Za wyjątkiem może tego, kiedy pokłóciłam się z Jankiem Englertem i zostałam usunięta z teatru. To było niepotrzebne w mojej karierze. Nasze relacje nie zostały naprawione, nie mamy kontaktu. Cały czas udaje, że mnie nie zna. Mija mnie bokiem - powiedziała w audycji "Marcin movie".
Wygląda na to, że mimo deklaracji aktorzy wciąż ze sobą nie rozmawiają.