Wstrząsające zeznania Britney Spears z 23 czerwca poruszyły opinię publiczną nie mniej niż późniejsza decyzja sądu o tym, że ojciec piosenkarki James Spears nadal będzie sprawował kuratelę nad jej codziennym życiem i finansami. Dziennikarze amerykańskiej prasy wszczęli śledztwo, z którego wynika, że gwiazda już dzień przed "medialną spowiedzią" chciała zawiadomić służby o tym, że jest ofiarą przemocy psychicznej i zbyt rygorystycznej kontroli członków rodziny. Na jaw wychodzą nowe fakty.
Redaktorzy magazynu "The New Yorker" w miniony weekend opublikowali raport Ronana Farrowa i Jii Tolentino dotyczący walki Britney Spears o uwolnienie się od restrykcyjnej kurateli ojca. Z przeprowadzonego śledztwa wynika, że wokalistka 22 czerwca, czyli dzień przed zeznaniami w sądzie (podczas których oznajmiła, że czuje się jak niewolnik, jest zmuszana do przyjmowania silnych leków i nie może decydować o swoim ciele i planowanym potomstwie), zadzwoniła pod numer alarmowy 911, by zgłosić, że padła ofiarą nadużyć władzy sprawującego nad nią kontrolę Jamesa Spearsa.
Według "The New Yorker" członkowie zespołu Spears przejęli się buntem i zdecydowanymi działaniami Britney. Po jej telefonie do służb ratowniczych "zaczęli gorączkowo wysyłać do siebie SMS-y".
Bali się tego, co Spears może powiedzieć następnego dnia i dyskutowali, jak się przygotować na wypadek, gdyby się zbuntowała - czytamy w amerykańskim tygodniku.
Starania księżniczki popu nie przyniosły jednak żadnych pozytywnych dla niej rezultatów. Mimo wstrząsających zeznań i spopularyzowanego na całym świecie ruchu #freeBritney według sądu nadal musi pozostać pod kontrolą ojca. Kolejna rozprawa wyznaczona jest na 14 lipca.