Ostatnie lata nie były dla Muńka Staszczyka łaskawe. W 2017 roku ogłosił zawieszenie działalności zespołu T.Love. Przerwa od sceny miała przynieść zasłużony odpoczynek, jednak w końcu wrócił do koncertowania. Dwa lata później, podczas pobytu w Londynie, trafił do szpitala. Zespół odwołał koncerty, ponieważ okazało się, że wokalista przeszedł wylew. Poważne schorzenie wymagało rehabilitacji i stopniowego powrotu do aktywności. Po dwóch latach, w rozmowie z Radiem RMF FM, Muniek Staszczyk opowiedział, jak teraz wygląda jego życie.
Piosenkarz w wywiadzie dla RMF przyznał, że w całej sytuacji miał wiele szczęścia.
Los obszedł się ze mną łagodnie. Chciałem podziękować lekarzom, chciałem podziękować ludziom, którzy mnie wspierali (…). Dostałem od ludzi prawdziwe wsparcie, po wyjściu ze szpitala również, w każdym miejscu, jak spożywczak czy poczta, czy na ulicy i do dziś dostaję. Pytają o zdrowie, to jest fajne - powiedział w radiu Muniek Staszczyk.
Zdradził także, że niezbyt dbał o siebie i swoje zdrowie przed wylewem.
Na pewno byłem w sytuacji granicznej. Jak człowiek przejdzie taką sytuację graniczną, to ma pewną refleksję. Jechałem jakieś 205 na godzinę, nie szanowałem siebie - przyznał wokalista.
Muniek Staszczyk był przekonany, że kilka miesięcy po udarze uda mu się wrócić do normalnej aktywności i koncertować. Później przyznał, że nie zdawał sobie sprawy z tego, że rehabilitacja potrwa dłużej. Obecnie, po dwóch latach od tamtych wydarzeń w Londynie, wraca do pełnej formy i zaczyna brać udział w koncertach. W listopadzie muzyk skończy 58 lat.