W środę zwolennicy Donalda Trumpa wdarli się do siedziby Kongresu USA, który miał potwierdzić ważność wyborów prezydenckich. W wyniku agresywnych protestów została postrzelona kobieta, w sumie zmarły trzy osoby. Na wydarzenia zareagowali amerykańscy politycy na czele z Joe Bidenem, a także najbliżsi współpracownicy Trumpów. Z pracy zrezygnowały między innymi szefowa personelu Pierwszej Damy oraz sekretarz społeczny Białego Domu.
Na stronie Białego Domu opublikowano list pożegnalny Melanii Trump, która już niedługo przestanie być pierwszą damą USA. Żona Donalda Trumpa odniosła się także do środowych zamieszek:
Jestem zawiedziona i zniechęcona tym, co wydarzyło się w zeszłym tygodniu. Uważam za haniebne, że wokół tych tragicznych wydarzeń pojawiły się także plotki, nieuzasadnione osobiste ataki i fałszywe, wprowadzające w błąd oskarżenia ze strony ludzi, którzy chcą mieć władzę i mają plan. Tym razem chodzi wyłącznie o uzdrowienie naszego kraju i jego obywateli.
Okazuje się, że szczere wyznanie Melanii wcale nie pomogło w ratowaniu jej wizerunku, a wręcz jeszcze bardziej go nadszarpnęły. Na Twitterze pojawiły się wpisy krytykujące pożegnalny list byłej modelki. Zdaniem niektórych internautów Pierwsza Dama nie do końca zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji, a wspomniane przez nią "osobiste ataki" świadczą o jej narcystycznej postawie i podtrzymywaniu politycznej narracji stworzonej przez jej męża:
Melania Trump znalazła sposób, by zamienić oświadczenie o ataku tłumu, sprowokowanego przez jej męża, na demokrację, na narzekanie na ludzi plotkujących o niej. Narcyzm w akcji - czytamy w jednym z tweetów.
Inni zauważyli, że Melania zrobiła z siebie ofiarę, zamiast obdarzyć współczuciem i empatią faktycznych pokrzywdzonych:
Pięć dni po wszystkim pierwsza dama USA komentuje, co się stało i decyduje się postawić siebie w roli ofiary.
Uważacie, że Melania rzeczywiście w tym przypadku powinna zachować swoje żale dla siebie?