Katarzyna Glinka kilka tygodni temu wdała się w gorącą, wirtualną dyskusję, w której próbowała udowodnić, że publikowanie zdjęć eksponujących ciało nie jest niczym nietaktownym dla matki małych dzieci. Aktorka wyznała wówczas, że jako 30-latka mierzyła się z kompleksami i wstydziła się występów na scenie w bieliźnie. Teraz zaliczyła kolejny etap szczerości - na Instagramie dodała archiwalną fotografię topless i analizuje swoją wagę. Skrytykowała przesadę w dążeniu do filigranowej sylwetki, a z drugiej strony zdradziła, że lubi siebie w szczupłej wersji.
Ten, kto bacznie obserwuje działalność medialną Katarzyny Glinki, przyzna, że aktorka nigdy nie miała widocznych na pierwszy rzut oka problemów z wagą. Gwiazda wyznała jednak, że jeszcze kilka lat temu przed dwiema ciążami przesadziła z odchudzaniem. Dowodem na to ma być udostępniona na jej profilu archiwalna fotografia z profesjonalnej sesji zdjęciowej. Zapozowała przed obiektywem w samych spodniach, zasłaniając rękami biust.
Chuda czy gruba? Jaką wersję siebie najbardziej lubicie? - zapytała zaczepnie we wpisie.
Glinka sama odpowiedziała na to pytanie, ubolewając nad konsekwencjami swoich upodobań.
Ja lubię siebie w wersji slim. No, może aż tak jak na tym zdjęciu to nie. Wtedy trochę przesadziłam, ale generalnie dobrze się czuję w wersji „za chuda”. No, tak mam i tyle. Szkoda tylko, że przy takim rozmiarze adekwatnie maleją atrybuty kobiecości - zażartowała.
Katarzyna mogła liczyć na "pocieszające" słowa koleżanki z aktorskiej branży. Adrianna Biedrzyńska wspomniała, że wraz z upływającym czasu każda kobieta musi dokonać ważnego wyboru.
Kiedyś byłam taka chudziutka, ale nadchodzi niestety taki czas u kobiety, że trzeba wybrać... albo twarz albo d*pa. Ciebie to jeszcze nie dotyczy, kochana.
Najważniejsze, by czuć się dobrze we własnym ciele bez względu na jego rozmiar.