"Milionerzy" zdecydowanie należą do jednego z najchętniej oglądanych telewizyjnych show. Nie ma się co dziwić, w końcu przynoszą widzom wiele emocji i pozwalają na sprawdzenie swojej wiedzy o otaczającym nas świecie. Z pozycji widza program jest naprawdę przyjemny. Gorzej mają jednak uczestnicy, którzy walczą o realne pieniądze i w stresującej sytuacji muszą podejmować racjonalne decyzje. Tak właśnie czuła się Jolanta Glinka-Kalisz, która grała o milion złotych w poniedziałkowym odcinku.
Jolanta Glinka-Kalisz miała okazję kontynuować grę, którą rozpoczęła w poprzednim odcinku, w którym odpowiedziała już na pierwsze trzy pytania, mając jednocześnie 2 tysiące złotych na koncie. Nauczycielce zostały również do wykorzystania dwa koła ratunkowe - telefon do przyjaciela oraz pytanie do publiczności. Na widowni dzielnie kibicował jej mąż - Grzegorz. Uczestniczka była bardzo skupiona i pewna swoich odpowiedzi, a gra aż do pytania szóstego szła jej jak po maśle. Przy pytaniu wartym 20 tysięcy złotych pojawiły się jednak pewne trudności.
Uczestniczka zareagowała na pytanie chwilą ciszy. Miała zaskoczenie wymalowane na twarzy. Po krótkim namyśle postanowiła odrzucić odpowiedź B - warszawskie. Stwierdziła też, że metro londyńskie nie przypomina jaskini. Nie była przekonana co do odpowiedzi D - moskiewskiego.
Z tego co pamiętam, są przepiękne obrazy. Nigdy nie byłam, ale widziałam zdjęcia. Prawdę powiedziawszy chciałabym kiedyś to zobaczyć - powiedziała.
Nie miała pojęcia jak wygląda metro sztokholmskie, więc postanowiła poprosić o pomoc publiczność. Widownia wskazała większością głosów odpowiedź A - sztokholmskie. Uczestniczka zaznaczyła tę odpowiedź i okazało się, że jest ona prawidłowa. Hubert Urbański wytłumaczył, że w latach 70-tych architekci zdecydowali pokryć naturalne powierzchnie drążonych tuneli natryskiwanym betonem. W ten sposób powstały sztokholmskie stacje skalne.