Małgosia Borysewicz to uczestniczka i niekwestionowana gwiazda czwartej edycji programu "Rolnik szuka żony". Kobieta odnalazła w show miłość swojego życia, z którą na początku zeszłego roku stanęła na ślubnym kobiercu. Rodzina Małgosi i Pawła Borysewicza już niedługo kolejny raz się powiększy.
Nazwisko celebrytki pojawiło się ostatnio na wielu nagłówkach, lecz tym razem nie pisano o niej w kontekście kolejnego sukcesu zawodowego czy prywatnego. Okazało się, że Borysewicz żąda aż 2 tysięcy netto za krótki komentarz udzielony mediom. Rolniczka na tyle uwierzyła we własną popularność, że zapowiedziała w rozmowie z "Plejadą", iż dziennikarze nie mogą już liczyć na "bezpłatne informacje".
Po artykułach opisujących niezręczną sytuację, rolniczka postanowiła wytłumaczyć się ze swojego cennika wywiadów:
Umęczona (w naszym życiu są teraz naprawdę ważniejsze sprawy) wysłałam znanego wam SMS-a. Zadziałało i przez chwilę miałam święty spokój. Do czasu. A mogłam po prostu napisać, żeby się odczepiła. - napisała w instagramowym poście.
Nieco zdenerwowaną Małgosię wsparła uczestniczka szóstej edycji programu "Rolnik szuka żony", Joanna. Kobieta przyznała, że po urodzeniu dziecka czuła się osaczona pytaniami od dziennikarzy. Podobnie jak Borysewicz, skorzystała ze sprawdzonej już metody "odpędzania redaktorów":
Gdy ja urodziłam, również skrzynka pocztowa pękała od pytań szmatławców, propozycji wywiadów i chęci udostępniania zdjęć córki. W życiu bym się na to nie zgodziła, a partner proponował to samo - napisz, że za 5 tysięcy pogadasz, od razu przestaną pisać. Oczywiście to byłby żart, bo ani ja, ani partner takich (ani zresztą żadnych innych) pieniędzy byśmy nie chcieli - napisała w komentarzu.
Joanna zdradziła również, że musiała zmierzyć się z hejtem i nie w głowie było jej nawet odczytywać wiadomości na Instagramie.
Nie pozwoliłam sobie na to, bo pamiętam jak dziś te hektolitry szamba i pomyje wylewane na mnie w sieci za to, że ułożyłam sobie życie. Choć ten hejt na mnie zniosłam, mimo stanu błogosławionego, całkiem nieźle, to pierdyliard próśb tych "dziennikarzy" nie miałam zamiaru odczytać, a co dopiero odpisać. Choć moja z przygoda z programem była całkiem inna, to życzę ci siły i zdrówka.
Myślicie, że uczestniczki podpisując umowę z TVP zdawały sobie sprawę, jakie będą konsekwencje występu w jednym z najpopularniejszych programów rozrywkowych w Polsce?