Zarówno książka jak i film "365 dni" mają fanów jak i zażartych przeciwników. Ekranizacja powieści Blanki Lipińskiej poniosła się w świat, a krytycy zaczęli oceniać historię Laury i Massimo. Początkowo było dobrze, chwalono, że tak powinien wyglądać film "50 twarzy Greya". Dotąd recenzje jednak nie były mocne i kąśliwe. Wszystko zmieniło się, gdy na stronie internetowej amerykańskiego tygodnika pojawiła się krytyczna opinia na temat obrazu.
Według autorki tekstu Jessicy Kiang, bohaterowie filmu to "bezproblemowa idiotka i przystojny mafiozo". Krytyczka twierdzi, że "365 dni" to obrzydliwa wersja bajki "Piękna i bestia", w której Piękna świetnie czuje się w niewoli i będzie tolerować, że Bestia zabija mieszkańców wioski, o ile da jej kilka orgazmów na jachcie.
Recenzentka "Variety" uznała też, że aktorzy zaangażowani do tej produkcji nie powinni się odzywać.
Sceny seksu są najlepsze w tym filmie, głównie dlatego, że bohaterzy nie rozmawiają i miło się na nich patrzy, bez względu na to, czy angażują się w jakieś lekkie dławienie na łodzi, czy uprawiają seks przy oknie na najwyższym piętrze z panoramicznym widokiem na miasto - stwierdziła autorka artykułu.
Kiang uważa, że ten film to przejaw głupiej polityki seksualnej, dwóch odsłon mizoginii i ekstremalnie obleśnych sugestii. Wyśmiewa najpopularniejsze teksty z produkcji i twierdzi, że w obrazie pojawia się przyzwolenie na gwałt.
Książka Blanki Lipińskiej jest wydana legalnie tylko w języku polskim, dlatego zagraniczni recenzenci nie mogą odnieść się do oryginalnej wersji historii. Autorka recenzji wyraziła jednak nadzieję, że książka "365 dni" będzie znacznie lepiej napisana niż "50 twarzy Greya".