Sądowa batalia pomiędzy Amber Heard i Johnnym Deppem trwa już od niemalże pięciu lat. Przypomnijmy, że zwaśnieni byli małżonkowie wzajemnie oskarżają się o stosowanie przemocy domowej, a na światło dzienne co trochę wypływają nowe informacje dotyczące ich burzliwego związku. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że aktorka miała rzucać w gwiazdora butelkami, aktor wysyłał do swoich znajomych przeraźliwe SMS-y.
Teraz do mediów wyciekł nowy dowód w sądowej sprawie Johnny'ego Deppa i Amber Heard. Na nagraniu telefonicznej rozmowy słyszymy, jak przyjaciółka aktorki dzwoni na policję podczas domniemanej bójki aktorskiej pary i zgłasza napaść:
Cześć, muszę zgłosić napaść. To dzieje się teraz - mówi kobieta.
Kwestia tego nagrania jest interesująca, ponieważ zarówno gwiazdor, jak i jego żona uważają je za dowód potwierdzający ich wersję wydarzeń. Amber twierdzi, że połączenie telefoniczne zostało wykonane przez jej przyjaciółkę,Tillett Wright, która słuchała kłótni małżonków przez zestaw głośnomówiący i zareagowała na prośbę aktorki:
Usłyszałam, że Amber płacze i błaga Johnny'ego, aby przestał. Potem krzyknęła: "Zadzwoń na 911". Zatelefonowałam na policję, by uratować jej życie - zeznała Wright.
Johnny Depp podważa jednak tę wersję wydarzeń. Twierdzi, że telefon na policję został wykonany nie podczas bójki, a już półtorej godziny po niej. Sam głos na nagraniu nie należy, zdaniem aktora, do Tillett Wright, lecz do Raquel Pennington - innej znajomej Amber Heard. Prawnik gwiazdora przekonuje więc, że całe nagranie jedynie dowodzi, iż całe zajście jest zaplanowaną zasadzką na jego klienta. W rozmowie z Daily Mail powiedział:
To oczywiste: była to zasadzka, oszustwo.
Przypomnijmy, że Amber Head była już podejrzana o składanie fałszywych zeznań. Jak myślicie, kto tym razem mówi prawdę?