Ponad trzy lata temu Amber Heard rozwiodła się z Johnnym Deppem. Ich małżeństwo przetrwało zaledwie rok, a już miesiąc po ślubie doszło do poważnych kłótni. Aktorka miała rzucać bowiem w byłego męża szklanymi butelkami. W sądzie wzajemnie obwiniali się o przemoc, lecz wszystko wskazuje na to, że rację miał aktor. Teraz media donoszą, że Amber grożą trzy lata więzienia za składanie fałszywych zeznań.
Kiedy ruszył proces byłych małżonków, początkowo całą winą obarczony miał być aktor. Amber zeznała, że Johnny znęcał się nad nią psychicznie i fizycznie. W wyniku śledztwa na jaw wyszło jednak, że to ona była katem w tym związku. Ostatnio głos w sprawie zabrał sam Depp, który w poruszającej rozmowie wyznał, że pewnego razu doszło do kłótni, w wyniku której dostał szklaną butelką i o mały włos nie stracił palca.
Kawałek palca był odcięty, a kość nieomal zmiażdżona. Krew wybuchnęła z niego jak z Wezuwiusza. Później pojawiło się dużo komplikacji, dwa razy miałem zakażenie gronkowcem. Chciałem tylko odzyskać palec, a przemyślenia dotyczące tego, że zrobiła mi to własna żona, zostawiłem na później - powiedział w rozmowie z Daily Mail.
Jak można się spodziewać, Heard wszystkiego się wypiera, choć dowody, które zebrała prokuratura, świadczą na jej niekorzyść. Już teraz mówi się, że aktorce grożą trzy lata więzienia za składanie fałszywych zeznań i fałszowanie dowodów.