Do niedawna Rafał Zawierucha, mimo że aktorem jest już od paru ładnych lat, nie cieszył się szczególną popularnością. To zmieniło się jednak w ubiegłym roku, kiedy otrzymał rolę w najnowszym filmie Quentina Tarantino "Pewnego razu... w Hollywood".
Wraz z sukcesem przyszło też zainteresowanie mediów, szczególnie życiem prywatnym Zawieruchy. Ostatnio kamery "DD TVN" gościły w jego rodzinnego domu. Jak się okazuje, gwiazdor może pochwalić się bardzo, ale to bardzo, licznym rodzeństwem. Jego rodzice od lat prowadzą rodzinny dom dziecka, dzięki czemu oprócz czwórki biologicznych dzieci mają też aż dziewiętnaścioro adoptowanych.
Zawsze mi żal było tych dzieci, takich opuszczonych, tych biednych. Tak, jak ten nasz pierwszy chłopiec, którego wzięliśmy. Miał cztery i pół roku. Jak go przywieźliśmy do domu i mieliśmy go odwieźć do państwowego domu dziecka wieczorem (...). On się przyczepił męża za nogawkę i mówił: "Tatusiu, nie oddaj mnie" - wspomina mama Rafała Zawieruchy.
Dziś aktor jest bardzo wdzięczny za swoje liczne rodzeństwo, jednak nie zawsze tak było. Jak wyznał, początkowo pomysł rodziców bardzo mu się nie spodobał. Nie ukrywa też, że był zazdrosny o matczyną miłość.
Jak rodzice wzięli dzieciaki do domu, to się zbuntowałem. Chodziłem z tabliczką, że strajkuję i że nie rozmawiam z rodzicami, ani z nikim. Ośmioro nowych, obcych istot w domu. Ja dbałem o swoją przestrzeń po prostu - opowiedział w "Dzień Dobry TVN".
Trzeba przyznać, że to bardzo wzruszająca historia. Ciekawe, czy Rafał Zawierucha pójdzie w ślady rodziców i też zaadoptuje liczne potomstwo?
MŁ