Produkcja o Michaelu Jacksonie "Leaving Neverland" to bez wątpienia najgłośniejszy dokument, jaki powstał w ciągu ostatnich lat. Trwa cztery godziny, podczas których poznajemy historie dwóch mężczyzn oraz ich rodzin, którzy w dzieciństwie mieli być molestowani przez Michaela Jacksona. Teraz jednak ich wiarygodność została podana pod wątpliwość. Wszystko przez to, że w pewnym momencie opowieści James Safechuck podał błędną datę.
Chodzi o okres, w którym odwiedzał Jacksona w jego posiadłości Neverland. Safechuck miał być molestowany przez piosenkarza w jego domu w latach 1988-1992. Wspominał wtedy o kolejce, znajdującej się na terenie rancza. I na to właśnie zwrócił uwagę biograf Michaela, Mike Smallcombe.
Uwaga! Historia Jamesa Safechucka o wykorzystywaniu przez Michaela Jacksona na dworcu kolejowym Neverland właśnie się wykoleiła - napisał na swoim profilu na Twitterze.
Jak napisał później, stację zbudowano po 1993, czyli znacznie później, niż w historii mężczyzny. To oznacza, że wtedy miał 16/17 lat, a nie 14, jak opowiadał.
Teorię biografa poparł... reżyser dokumentu Dan Reed. Skomentował jego post:
Nie ma wątpliwości co do tego, że daty są niepoprawne. To powinno zakończyć dyskusję - napisał.
W komentarzach internauci nazywają Safechucka "kłamcą". To już drugi raz, kiedy bohaterom dokumentu: Jamesowi Safechuckowi i Wade'owi Robsonowi zarzuca się mówienie nieprawdy. Zagorzali fani gwiazdora uważają, że ich idol jest niewinny, a Wade Robson zmyśla. Dowodem na to ma być fakt, że kilkukrotnie zmieniał zeznania. Także w jego przypadku zabrał głos Mike Smallcombe, który publicznie nazwał go kłamcą oraz zdyskredytował jego zeznania. Zdaniem biografa istnieją dowody na to, że Robson wielokrotnie kłamał na temat Michaela Jacksona i został uznany za "niewiarygodnego świadka". Więcej przeczytacie o tym TUTAJ.
A Wy co o tym myślicie?
AW