W niedzielę rano zmarł znany jazzman, Tomasz Stańko. Kompozytor, jak na artystę przystało, nie mógł narzekać na nudę. Jego biografia jest nietuzinkowa.
Stańko wydał książkę autobiograficzną "Desperado" i to właśnie z niej dowiadujemy się, ile działo się w jego życiu. Muzyk opowiedział o szalonym związku ze swoją żoną Joanną oraz o skomplikowanych relacjach z córką Anną.
Kompozytor w autobiografii zdradził, w jakich nietypowych okolicznościach wziął ślub z Joanną.
W połowie lat 70. doszliśmy z Joaśką do wniosku, że powinniśmy ustabilizować nasz związek. Oboje mieliśmy burzliwe życie. Ostatecznie, dokładnie w dniu ślubu moja żona zaszła w ciążę z Anią - napisał w książce.
Ślub wzięliśmy nietypowo, bo nikomu nie powiedzieliśmy, gdzie odbędzie się ceremonia. Nie chcieliśmy na ślubie ludzi. W końcu pojechałem z Joasią do hotelu "Europejskiego" w Krakowie, kupiliśmy skrzynkę szampana i paląc jointa udaliśmy się do Urzędu Stanu Cywilnego. Tam powiedzieliśmy sobie "tak", a dopiero potem zadzwoniliśmy do rodziny, że czekamy na nich z szampanem w hotelu - kontynuował.
Tuż po ślubie Tomasz Stańko z żoną przenieśli się do Warszawy. Tam też urodziła się ich córka, Ania. Niestety, małżeństwo muzyka rozpadło się niedługo po przyjściu na świat ich córki.
Zamieszkaliśmy na Górnośląskiej. Kilka miesięcy później urodziła się Ania. Niestety, moje małżeństwo z Joasia przetrwało tylko trzy lata. Moja żona nie wytrzymała mojego trybu życia. Ale bardzo przeżyłem to rozstanie, bo byłem głęboko związany z Anią. Długo musiałem się potem zbierać - pisał Stańko.
Po rozstaniu z żoną muzyk popadł w alkoholizm. To nie jedyna używka po jaką sięgał.
Byłem upierdo**ny non stop. Szaleństwo mnie ogarniało. Do kieszeni wrzucałem grudy haszyszu, luzem fajki, amfetaminę, pastylki i flaszkę wódki - wyjaśnił Stańko.
Kompozytor nie wstydził się mówić o swoich słabościach do narkotyków. Z czasem jednak zrezygnował ze wszystkich używek ze względu na zdrowie.
Ja przez wiele lat paliłem haszysz, ale nigdy nie robiłem z tego jakiegoś psychodelicznego zjawiska. To była dla mnie substancja odurzająca, która dawała pewną przyjemność. Używałem jej, na tej samej zasadzie jak dobrych ubrań.
To są wszystko silne trucizny. Są limity biologiczne i jeśli chce się mieć kontrolę nad własnym życiem, trzeba wybierać.
Muzyk dopiero kilkanaście lat temu doszedł do porozumienia z córką. Anna skończyła studia i została menadżerką ojca. Wtedy znaleźli wspólny język.
Wierzę w jakiś rodzaj przeznaczenia. Tylko tak możemy być razem. Czasem słyszę: Czy ty się rozwijasz? Żyjesz w cieniu ojca. A dla mnie to wspólne życie z kimś bardzo bliskim jest najważniejsze - dodał Stańko.
MT