W ostatnim czasie coraz więcej aktorów odchodzi z serialu "M jak Miłość". Ze swoich ról zrezygnowali m.in. Małgorzata Kożuchowska, Joanna Koroniewska, Andrzej Młynarczyk, Agnieszka Sienkiewicz, Kacper Kuszewski, a także Olga Frycz.
To właśnie ta ostatnia w wywiadzie dla "Twojego Stylu" nie szczędziła produkcji serialu gorzkich słów. Na zarzuty Frycz postanowiła odpowiedzieć Anna Mucha.
W obszernym wpisie na Instagramie wyraziła swoją opinię.
Zabieram głos. Kochani, oglądając seriale, czytając doniesienia z kolorowej prasy, plotki i ploteczki, widzicie tylko promil naszej pracy. Przyznaję - nie zawsze jest kolorowo i nie zawsze jest tak, jakbyśmy sobie to "wymarzyli". Bo ta praca to praca z ludźmi i wśród ludzi! A jak wiadomo bywamy różni - zaczęła Mucha.
Podkreśliła jednak, że ona z pracy w "M jak Miłość" jest zadowolona.
Jedni widza szklankę do połowy pusta, inni się cieszą, że mają z czego pić. Ja należę do tej drugiej grupy. I choć nie zawsze jest lekko i przyjemnie, i choć mam świadomość, że jestem częścią korporacji i wielkiej fabryki marzeń, to muszę powiedzieć, że są gesty, których się nie zapomina - kontynuowała.
Jak przyznaje, w trudnych chwilach mogła liczyć na wsparcie produkcji.
Przez dwadzieścia kilka lat pracy w tym zawodzie jedynie (!) Tadeusz Lampka, Ilona Łepkowska i Alina Puchała byli tymi, którzy okazali mi zrozumienie i pomoc w trudnych sytuacjach życiowych. Nie wyrzucili mnie z serialu, gdy potrzebowałam odpocząć i daleko wyjechać, z radością przyjęli informacje o moich kolejnych ciążach, a przede wszystkim dali mi poczucie, że mam dokąd wracać! Tak ważne dla matki, która chce, lubi i musi pracować - dodała.
Mało! Choć wtedy pracowałam w konkurencyjnej produkcji zaprosili mnie na kilka dni zdjęciowych, wysłaniając mój brzuch biurkiem i komputerem (sztuczki). Takich rzeczy się nie zapomina! Jak mawia Ilona Łepkowska: z niewolnika nie ma pracownika. Szanuję decyzje moich kolegów i koleżanek o odejściu, będę tęsknić! Będę Was podziwiać w innych produkcjach i kibicować Wam na innych polach. Ale życie toczy się dalej. Także rodzinne i na planie "M jak Miłość" - zakończyła.
Warto przypomnieć słowa Olgi Frycz, do której odnoszą się powyższe słowa Muchy.
Robiliśmy po dziesięć scen dziennie, pracowałam dłużej, niż miałam zapisane w umowie. Aktorki, które mówiły, że mają dzieci i muszą zwolnić nianię, słyszały: "A co, wyjdziesz z planu? Wielka pani gwiazda?" - opisywała Frycz.
Nikt nikogo nie szanował, były wrzaski. Ludzie przychodzili do pracy sfrustrowani, nienawidzili jej, ale bali się odejść, bo dziecko i kredyt - wyjaśniła aktorka.
Głos w sprawie zabrała także produkcja serialu.
Te słowa to kompletne bzdury. Młode mamy mają w naszych kontraktach specjalne zapisy i często dzieci przebywają razem z nimi na planie. Wielu aktorów pracuje w serialu, będąc w różnych sytuacjach życiowych, które staramy się rozumieć - mówi nam Karolina Baranowska z działu PR.
Przez pięć lat współpracy aktorka nigdy nie zgłaszała żadnych uwag i skarg - oprócz tego, jak fabularnie toczy się jej wątek - i jesteśmy zaskoczeni takim komentarzem. Pani Oldze życzymy spełnienia w roli młodej mamy i wielu zawodowych wyzwań w przyszłości - komentuje zachowanie Frycz.
Co o tym wszystkim myślicie? Komu wierzycie?
MM