Martyna Wojciechowska została gwiazdą okładki najnowszego numeru "VIVY!". W obszernym wywiadzie podróżniczka opowiedziała o swojej przemianie i o tym, jak będąc odwieczną chłopczycą, postanowiła znaleźć w sobie kobiecość. Skutkowało to podejmowaniem wielu błędnych decyzji, a jedną z nich było rozebranie się w "Playboyu".
Poszukiwanie swojej tożsamości zaczęłam od bycia chłopczycą. Miałam krótkie włosy, jeździłam motorynką, brano mnie za chłopaka. Kiedy dojrzałam i ktoś zaproponował mi bycie modelką, zachłysnęłam się tym. Zaczęłam w kuriozalny sposób podkreślać swoją kobiecość. Gdy oglądam swoje zdjęcia z młodości – prawdziwy koszmar, obcisłe stroje, czerwona szminka (śmiech).
Szczególna potrzeba zerwania z wizerunkiem chłopczycy nastąpiła, gdy kariera Wojciechowskiej nabrała tempa. Zaczęło się od występu w "Big Brotherze", gdzie była jedną z prowadzących.
Gdy zaczęłam pracować w telewizji, szukałam swojej drogi, a nie miałam w tej kwestii najlepszych doradców. Wtedy też w dosyć wypaczony sposób rozumiałam kobiecość. Wydało mi się, że podkreślenie cielesności jest wyrazem siły, niezależności. Aktem odwagi i bezczelności. Przejrzałam się w oczach mężczyzn, zaspokoiłam swoją próżność. Ale szybko zrozumiałam, że nie tędy droga. Że prawdziwa kobiecość nie wyraża się poprzez męskie fantazje, tylko w postawie życiowej.
Choć Wojciechowska nie mówi, że żałuje, to stanowczo podkreśla, że ponownie nie podjęłaby decyzji o rozebraniu się przed obiektywem.
Dziś bym tej sesji nie zrobiła. Dziś bym mocno przytuliła tamtą Martynę i powiedziała: „Ale ty się naszarpałaś, dziewczyno! Dajże spokój, wypuść powietrze. Uwierz, że możesz być, kim chcesz, i żyć tak, jak chcesz".
Sesja dla "Playboya" miała miejsce w 2001 roku, rok później Wojciechowska rozebrała się też w "CKM-ie". Teraz możemy ją zobaczyć tylko w takim wydaniu:
WJ