Z Michaelem Douglasem skontaktowało się czasopismo "The Hollywood Reporter", które przedstawiło mu oskarżenia stawiane przez byłą pracownicę aktora. Kobieta twierdzi, że Douglas miał 32 lata temu masturbować się przy niej.
Kobieta oskarża go też o używanie w jej obecności "barwnego języka", sprośne rozmowy przez telefon (prywatne, wykonywane w jej obecności) i że po tym jak ją zwolnił, zablokował jej możliwość dostania pracy w branży filmowej.
W rozmowie z portalem "Deadline" aktor zaprzeczył tym oskarżeniom. W wywiadzie powiedział, że czuł potrzebę wytłumaczenia tego zawczasu. Tłumaczy, że usłyszał te zarzuty jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia.
To kompletne kłamstwo, fabrykacja, zero prawdy - powiedział portalowi "Deadline".
Douglas przyznaje, że przez całą karierę udało mu się utrzymać dobrą reputację w branży i chciałby, żeby tak zostało. Sugeruje też, że kobieta mogła być niezadowolona z tego, jak potoczyła się jej kariera przez utratę pracy. Przyznaje też, że najciężej mu było powiedzieć o tym rodzinie, która teraz musi radzić sobie z konsekwencjami.
Rzecz, która boli mnie najbardziej to to, że muszę się z czymś takim dzielić z moją żoną i dziećmi. Moje dzieci są bardzo smutne. Idą do szkoły martwiąc się, że będzie o mnie jakiś artykuł przedstawiający mnie jako napastnika seksualnego.
Podkreślił też, że całym sercem popiera ruch #metoo i wspiera kobiety, które odważyły się przeciwstawić Harvey'owi Weinsteinowi i innym molestującym, ale oskarżenia wobec niego mogą być krokiem w tył.
W latach 90-tych Douglas przyznał się, że "choruje na seks". Był jedną z pierwszych gwiazd, które publicznie przyznały się do seksoholizmu a winą obarczył swojego ojca, Kirka Douglasa. Uzależnienie stało się powodem rozpadu jego pierwszego małżeństwa a aktor zdecydował się na terapię. Teraz dwukrotny laureat Oscara tworzy szczęśliwy związek z Catherine Zetą-Jones. W ich intercyzie jest zapis, że za zdradę Douglas musiałby zapłacić jej 1,7 miliona funtów.
OG