Filip Chajzer o żałobie po swoim synu: Żal po stracie nigdy nie minie. Podczas rozmowy nie krył emocji

Filip Chajzer udzielił wywiadu "Newsweekowi", w którym opowiedział o żałobie po swoim synu oraz jak wpłynęło to na jego działalność charytatywną.

Filip Chajzer znany jest internautom ze swojej chęci do pomagania innym. Wielokrotnie organizował zbiórki pieniędzy (m.in. na powstańców), od lat wspiera Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy czy też uczestniczy w mniejszych akcjach, takich jak wyprawianie imprezy urodzinowej dla 12-letniej autystycznej Oliwki

 

Teraz w najnowszym numerze tygodnika "Newsweek" pojawił się wywiad z dziennikarzem, który opowiedział o śmierci swojego syna oraz o swoich dobrych uczynkach.

Dziennikarka poruszyła temat śmierci syna Filipa Chajzera, 10-letniego wtedy Maksymiliana. Zginął on w wypadku samochodowym dwa lata temu, ale nie jest to dla dziennikarza wystarczająco dużo czasu, żeby przeżyć żałobę.

Nigdy nie można żałoby po śmierci dziecka przeżyć. (...) Rodzice, którzy przeżyli to kilka, kilkanaście lat temu, mówili, że żal po stracie nigdy nie minie. I rzeczywiście tak jest. To jest sinusoida emocji, nerwów, myśli. Czasami jest lepiej, czasami gorzej. Często tego na zewnątrz nie widać, ale zawsze masz to w środku, budzisz się z tym, z tym idziesz spać.
Myśl o dziecku, którego już nie ma, zawsze jest gdzieś z tyłu głowy, zawsze. Natomiast bardzo się cieszę, że moje życie jakoś się poukładało, że można je zacząć chociaż trochę na nowo.

Dwa miesiące temu urodziło się Chajzerowi drugie dziecko, syn Aleksander. Nazwał to zwycięstwem życia nad śmiercią i przyznał, że w jego życiu rozpoczął się zupełnie nowy rozdział.

Nie mam pojęcia, co się w nim wydarzy, ale nie mogę się doczekać kolejnych stron.

Dziennikarz mówi też o tym, kiedy pierwszy raz poczuł, że trzeba robić coś dla ludzi. Było to w pierwszy Dzień Dziecka, który spędzał sam, bez syna, w 2016 roku. Przyznaje, że bardzo bał się tego dnia, ale pomyślał, że trzeba coś z tym dniem zrobić. Zorganizował więc zbiórkę dla Domowego Hospicjum Dziecięcego - uzbierał 700 tys. złotych.

 

Akcje charytatywne są dla niego konstruktywnym sposobem na spędzanie wolnego czasu. Stara się znaleźć balans między życiem, pracą a tym, że może komuś pomóc.

Moi koledzy i koleżanki z branży w wolnym czasie chodzą po czerwonych dywanach i szczerzą się do aparatów, stając plecami do kartonowych ścianek z kolorowymi znaczkami. (...) Tak sobie myślę, że dobrą energię z mniejszego bądź większego sukcesu i osiągniętego dzięki talentowi, wiedzy, szczęściu, urodzie - to ostatnie to akurat nie ja (śmiech) - fajnie jest oddać światu. Ja oddaję, jak umiem.

Dziennikarz wyznaje, że najważniejsi w życiu są teraz dla niego 2-miesięczny Aleksander i jego mama Gosia. Oprócz tego najbliższa rodzina: ojciec, mama, siostra. Praca również, bo jest pracoholikiem, po ojcu. 

Męczę się, jak nic nie robię. Ważne jest, żeby widzieć drugiego człowieka. Warto też być przyzwoitym.

OG

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.