Pretekstem do zaproszenia Jacka Fedorowicza do programu Kuby Wojewódzkiego była jego książka "W zasadzie tak". To zbiór felietonów poświęconych rzeczywistości lat 70., czyli głębokiego PRL-u. Kuba Wojewódzki wyczytał z niej, że "władza zawsze ma rację". Zapytał zatem swojego gościa, co mu się w Polsce nie podoba.
Czy ja czymkolwiek zasłużyłem sobie na opinię, że mi się coś nie podoba? Mnie się wszystko podoba - zastrzegł się Fedorowicz.
Zastrzeżeń było więcej: że nie ma poczucia humoru, na pytania odpowiada wyczerpująco i na wszelki wypadek nie rozmawia o polityce. Kiedy jednak rozmowa zeszła na "Wiadomości", Fedorowicz pozwolił sobie na kilkanaście dosadnych zdań.
Nie oglądam, ponieważ nie chcę sobie robić przykrości - zaczął.
Wojewódzki zauważył, że "Wiadomości" są nawet śmieszniejsze, niż ich parodia, jaką wiele lat temu uprawiał Fedorowicz.
I dlatego nie oglądam. Przykro mi, że jest taka konkurencja. Szalenie przepraszam, ale nie przyjmę przy tym pytaniu konwencji rozrywkowej, ponieważ to jest dla mnie tak smutne, a "Wiadomości" są dla mnie czymś tak obrzydliwym, że ja ani nie umiem robić sobie tej przykrości, żeby się zmuszać do oglądania, ani nie widzę celu w dowcipkowaniu o tym.
"Wiadomości są robione po mistrzowsku. To jest propaganda typu goebbelsowskiego i to w szczytowej formie - mówił.
Wojewódzki był ciekawy, czy Fedorowicz nie boi się odpowiedzialności za te słowa.
Powiedziałem "typu goebbelsowskiego". To nie jest porównanie do faszystów - ja tutaj wygłaszam teraz mowę obrończą - tylko jest to użycie określenia, które funkcjonuje.
Najciekawsze i najbardziej doniosłe pytanie padło kilka minut później.
Co zrobić, żeby "oni" nie wygrali następnych wyborów?
Okazało się, że Jacek Fedorowicz ma na nie odpowiedź.I to bardzo konkretną.
Jest tylko jeden sposób. Przede wszystkim pytanie jest zadane w sposób niewłaściwy, ponieważ w tym pytaniu zakłada pan (Fedorowicz mówił do Wojewódzkiego na "pan"), że będą wybory. I to jest podstawowy błąd. Moim zdaniem wyborów, do jakich przyzwyczailiśmy się, już nie będzie. Prezes nie dopuści do wyborów, jest tylko jeden na to sposób. Otóż trzeba tak się umówić potajemnie przed PiS-em, żeby przed wyborami rok czy półtora, wszyscy mówili ankieterom: Będę głosował na PiS, żeby im słupki poparcia wzrosły powyżej osiemdziesięciu. Wtedy prezes zrobi wybory i być może przegra.
Proste? Publiczność nagrodziła ten plan oklaskami.
JZ