"Kuchenne rewolucje" doczekały się już 30 sezonów. Choć w zdecydowanej większości przypadków restauracje, które odwiedza Magda Gessler nie potrzebują później już pomocy, odstępstwa także mają czasami miejsce. Zdarzyło się tak w przypadku "Starej Kuźni" w Magnuszewie w województwie mazowieckim, gdzie restauratorka przybyła z odsieczą po raz pierwszy już w 2011 roku. Po 13 latach właścicielka lokalu Anna postanowiła ponownie skontaktować się z Gessler. W wyemitowanym 3 kwietnia odcinku dowiedzieliśmy się, czy kreatorce smaków raz jeszcze udało się pomóc restauracji.
Właścicielka Anna prowadzi obecnie "Starą Kuźnię" wraz ze swoją żoną Małgorzatą, podczas gdy przed laty Gessler przyjechała wspomóc lokal, kiedy prowadziła go jeszcze mama 45-latki Danuta. Rewolucja jak najbardziej się wtedy powiodła. Mnożące się jednak z czasem przeciwności losu oraz śmierć byłej właścicielki sprawiły, że Anna ponownie poczuła, że to właśnie znana restauratorka będzie mogła jej pomóc. Gessler po pojawieniu się w restauracji momentalnie zauważyła, że jej karta uległa pewnej zmianie, a w samym lokalu jest przy tym także nie do końca czysto. Jak przypadła jej za to do gustu kuchnia w "Starej Kuźni"? - Śledź bez smaku, przemoczony, niedobre - stwierdziła restauratorka. Podobnie niedopracowane okazały się także zupa grzybowa i firmowy "kociołek kowala". - To śmierdzi zepsutym serem. (...) Nie nadaje się do jedzenia - dodała Gessler. Zjedzony następnie schabowy trochę bardziej smakował ekspertce. Gdy pod koniec kolacji restauratorce zaserwowano deser, ta była w szoku. - To pachnie mięsem. (...) Nie wierzę, jem kiełbasę w postaci szarlotki - podsumowała Gessler. Okazało się, że ciasto było podgrzewane w piecu opalanym drewnem.
Gdy kreatorka smaku powróciła do lokalu następnego dnia, zaczęła swoje działania od szczerej rozmowy z właścicielką, w której omówiły problemy "Starej Kuźni". - Sytuacja powiedziałabym, jest dosyć krytyczna. To, co ona bierze na siebie graniczy z jakimś szaleństwem - stwierdziła do kamery Gessler, gdy Anna udała się do kuchni, by uspokoić po ciężkiej rozmowie. Następnie kobiety zaczęły dyskutować na temat przebiegu rewolucji. - To miejsce jest nieźle zdechłe. (...) Restauracja się musi zintegrować z okolicą. Będzie bardzo eko, będą kolory lasu, no i mamy takie menu - zaczęła opowiadać restauratorka, wyjawiając, jakie dania widzi w lokalu. Ostatecznie zdecydowano też o zmianie nazwy ze "Starej Kuźni" na "Borowikowy las".
Trzeciego dnia rewolucji Gessler zaczęła uczyć właścicielkę oraz jej żonę, jak poprawnie przygotowywać konkretne dania w ich restauracji. Najważniejszą propozycją menu "Borowikowego lasu" miał okazać się bigos. W trakcie przygotowań restauratorka i przedstawicielki lokalu udzieliły też wywiadu dla lokalnych mediów. W czarty dzień ekipa restauracji przygotowywała się już do specjalnej kolacji. Przybyli na nią goście mieli okazję spróbować serowo-grzybową tartę, krupnik, wspominany bigos oraz wuzetkę. Jak zwykle wszystkie dania przypadły im do gustu. Jak restauracja wypadła po późniejszym powrocie Gessler? Ekspertka pojawiła się w "Borowikowym lesie" dopiero po 15 tygodniach od zakończenia rewolucji.
Początkowo gwiazda nie chciała wyjawić kelnerce, czy smakują jej konkretne dania. Przed kamerami opowiedziała jednak, że krupnik był wyśmienity. - O tym porozmawiamy - dodała tajemniczo Gessler, gdy spróbowała następnie bigosu. - Jest ona dobra, lecz mogła być genialna - skomentowała restauratorka wuzetkę. - Bardzo uczciwy bigos, ale bez s***u. Za mało pieprzu, za mało jałowca... - dodała na temat popisowego dania lokalu. Gessler smakowała przy tym jednak bardzo tarta. - Jedzenie pyszne, jak u dobrej gospodyni w leśniczówce - podsumowała wizytę w "Borowikowym lesie" restauratorka.