Tuż przed uroczystością Wszystkich Świętych studio "halo tu polsat" odwiedził syn Janusza Rewińskiego, który jest śpiewakiem operowym - Aleksander Rewiński. Znany aktor, który słynął z poczucia humoru, zmarł 1 czerwca 2024 roku. Miał 74 lata. "Buenas noches, Senior Siarra!" - tym zdaniem pożegnali go synowie w mediach społecznościowych, nawiązując do jego roli z "Kilera". Teraz syn satyryka się do tego odniósł. - Myślę, że tata bez względu na powagę sytuacji życzyłby sobie takiego pożegnania, ponieważ zawsze chciał zachować jakiś element taki, który jest nie do końca poważny. Myślę, że zrobiliśmy, jak to się mówi good thing (dobrą rzecz - tłum. red.) - stwierdził Aleksander Rewiński w rozmowie z Katarzyną Cichopek i Maciejem Kurzajewskim.
Aleksander Rewiński przez długi czas nie zdawał sobie sprawy, że jego ojciec jest znany. - Pamiętam w pokoju mojego brata wielki czerwony plakat z Cezarym Pazurą na środku z napisem "Kiler". Nie wiedziałem przez długi czas, o co chodzi, dlaczego to wisi, dlaczego to wisi w tym pokoju. Z dużym opóźnieniem się zorientowałem, że chodzi o komedię, w której mój tata grał niemałą rolę. To był ten taki moment, kiedy sobie zdałem sprawę, "aha, mój tata jest osobą publiczną, jest aktorem". W domu nie dał innym odczuwać blasków i cieniów swojego zawodu - usłuszeliśmy.
- Z pewnością nie był typem rodzica, który, który gdy je, który gdy spożywa śniadanie, a cała rodzina z nim, no to już dzieci wiedzą, jaką rolę będzie grał wieczorem. Mój tata bardzo dobrze potrafił oddzielić te dwie kwestie: zawodową i prywatną. Pamiętam go głównie z takich obrazków, że ogarniał ogród, grabił skoszoną trawę, dbał o szklarnię, mieliśmy wtedy taką małą szklarnię z pomidorami, i pamiętam go właśnie z takich bardzo, bardzo trywialnych sytuacji - zdradził syn Rewińskiego.
Przez wiele lat przyjacielem Janusza Rewińskiego był Tadeusz Drozda, który w latach 1995-2001 tworzył z nim program Polsatu - "Dyżurny satyryk kraju". - Janusz był fantastycznym improwizatorem. Myśmy sobie tylko hasła rzucali. Ruszała kamera i program nagrywał się sam. Przejechaliśmy Polskę wzdłuż i w poprzek na estradach, więc znaliśmy się jak łyse konie - mówił Plotkowi. Przy okazji wspomniał o życiu prywatnym Janusza Rewińskiego i raju na ziemi, który stworzył sobie poza Warszawą. - On mieszkał obok mnie w Radości. Później zrezygnował z cywilizacji i wyprowadził się za Mińsk Mazowiecki, gdzie kupił młyn. Nasza ostatnia rozmowa była dawno. Byłem u niego w tym jego młynie. On jakoś tam gości z estrady specjalnie nie zapraszał. To była jego oaza. Siedzieliśmy sobie nad stawem, gdzie hodował ryby i rozkoszowaliśmy się ciszą i naturą, bo miał tam pięknie. Bardzo mu to odpowiadało. Wyłączył się z życia scenicznego, telewizyjnego i filmowego i w ogóle mu tego nie brakowało - dodał legendarny prowadzący "Śmiechu warte".