Whitney Houston, w niedzielę około 2 naszego czasu, została znaleziona martwa w pokoju hotelowym w Beverly Hills Hotel. Jeszcze w czwartek pojawiła się w Hollywood na jednej z imprez przed galą wręczenia nagród Grammy, która odbędzie się dzisiaj. Producenci zapowiedzieli, że część programu gali będzie poświęcona Whitney. Jennifer Hudson wykona kilka piosenek z repertuaru zmarłej. Ale na pewno możemy się spodziewać, że wiele więcej gwiazd uczestniczących w gali Grammy odda hołd wielkiej artystce.
Piosenkarka nie była w najlepszej formie. Jednak uśmiech nie schodził jej z twarzy i rozdała kilka autografów. Wcześniej w klubie zaśpiewała fragment utworu "Jesus Loves Me". To był ostatni występ wspaniałej artystki.
Dla fanów czekających na nią przed klubem była bardzo serdeczna. Jednego nawet przytuliła. Whitney miała bardzo oddanych i wiernych fanów, którzy teraz rozpaczają po jej śmierci.
Złe samopoczucie nie przeszkodziło jej w rozmowach z wielbicielami.
Pod koniec lat 90. zaczęły się jej problemy z alkoholem i narkotykami. Spóźniała się na wywiady i koncerty lub też je po prostu odwoływała. Bardzo schudła. W 2005 i 2006 roku poddała się leczeniu w klinice odwykowej. Po drugiej kuracji złożyła pozew o rozwód z piosenkarzem Bobbym Brownem i uzyskała pełne prawo do opieki nad ich córką, 19-letnią dziś Bobbi Kristiną. Niestety, nie mogła sobie poradzić z uzależnieniem. W maju 2011 roku ponownie przebywała w klinice odwykowej.
Piosenkarce towarzyszyła przyjaciółka, która nie spuszczała Whitney z oczu.
Później była w gorszym nastroju. Fotoreporterzy wyprowadzali ją z równowagi.
Whitney wydawała się przytłoczona obecnością tak wielu fotoreporterów.
Te zdjęcia świadczą o tym, że z Whitney nie było najlepiej.
Piosenkarka od lat zmagała się z uzależnieniem od narkotyków i alkoholu.
Jeszcze nie są znane przyczyny jej śmierci. Odeszła z tego świata zdecydowanie za wcześnie...