Piotr Rubik kocha media, ale zawsze stawiał granice. Do pewnego czasu oddzielał grubą kreską życie zawodowe od prywatnego i starał się chronić prywatność żony, potem również córki. Słynna jest już historia, gdy paparazzi weszli na teren jego posiadłości w Wilanowie:
Niektórzy celebryci ustawiają się z paparazzi na zrobienie zdjęć. Rubik nie, bo niby chce chronić prywatność swojej rodziny. Ale nie zawsze artysta wykazuje się taką godną podziwu asertywnością. Przykładem jest sesja w "Gali". W magazynie kompozytor pozuje się z córką w studiu nagraniowym. Rubik niedawno nagrał płytę więc sesja ze śliczną Heleną to świetną promocją.
Ale to nie wszystko. W 2008 roku Piotr Rubik wziął ślub z Agatą Paskudzką. Paparazzi wychodzili ze skóry, aby zrobić młodej parze zdjęcie. Nic z tego nie wyszło. Piotr Rubik i jego żona skrywali się za parasolami. Wszyscy myśleli, że nowożeńcy nie chcą, aby zdjęcia z ich ślubu trafiły do prasy. Jednak prawda szybko wyszła na jaw. Państwo Rubik ukrywali się za parasolami tylko dlatego, że kilka dni po ślubie sprzedali zdjęcia magazynowi "Viva!".
Gwiazdy wpuszczają media do swojego życia, gdy tylko poczują, że mogą na tym coś ugrać. Rubik nie jest jedyny. Takich przykładów mamy w polskim show-biznesie więcej. Zobaczcie, kto jeszcze raz przyjaźni się z mediami, a innym razem z nimi wojuje!
Anna Mucha i jej ciąża to największe wydarzenie w polskim show-biznesie zeszłego roku. Gdy tylko pojawiły się informacje, że aktorka spodziewa się dziecka, media zaczęły drążyć temat. Chłopiec czy dziewczynka, jakie imię aktorka da maleństwu, w którym szpitalu będzie rodzić? Zastanawiano się, czy Mucha wciąż ma swoje dawne podejście do macierzyństwa: Przypomnijmy, że aktorka ograniczyła kontakt z Kasią Cichopek, kiedy ta po urodzeniu syna zaczęła rzekomo mówić jedynie o kupkach, pieluchach i ząbkowaniu.
Sama Anna Mucha prowokowała do pisania o jej stanie. Na oficjalnym blogu zamieszczała dokładne info o swoim stanie zdrowia. W wywiadach mówiła też o obawach i oczekiwaniach związanych z porodem:
Czy jest w tym coś złego? Oczywiście, że nie. Nikt z butami nie wchodził w życie prywatne Muchy. Sama media wpuściła do swojego domu.
Dlatego paradoksem było oświadczenie artystki z 7 listopada, w którym jej pełnomocnicy apelowali o uszanowanie prywatności aktorki:
Treść oświadczenia było zaprzeczeniem tego, co Anna Mucha robiła. Będąc w stanie błogosławionym nie tylko nie zrezygnowała z bywania na stołecznych bankietach, ale przede wszystkim sama, z własnej woli informowała fanów i media o przebiegu ciąży.
Katarzyna Skrzynecka to ulubienica kolorowej pracy. Serwisów o gwiazdach również. Aktorka podobnie jak Anna Mucha skupiła na sobie zainteresowanie mediów po tym, jak zaszła w ciążę. Skrzynecka nigdy nie dzieliła jednak opinii publicznej tak, jak Mucha. Katarzynie większość widzów i czytelników plotkarskiej prasy kibicowała, licząc na to, że Kasia urodzi wreszcie zdrowe, upragnione dziecko. W czasie ciąży Skrzynecka wielokrotnie podkreślała, że ma dystans do doniesień na swój temat, choć większość informacji jest wyssanych z palca.
W przeszłości zdarzało się jednak, że Skrzynecka pozywała dziennikarzy kolorowych pism. Przeważnie wygrywała. Dlaczego media piszą o aktorce, skoro nie chce ona, aby o niej pisano? Być może dlatego, że akurat gdy się z mediami nie procesuje, Skrzynecka sama zabiega o ich zainteresowanie.
Dowód? 6 tygodni po urodzeniu córeczki, Katarzyna Skrzynecka pojawiła się w porannym programie "Dzień Dobry TVN". Udzieliła wywiadu i opowiedziała, ze szczegółami, o swojej ciąży:
Czy jest w tym coś złego? Nie. Każda szczęśliwa mama chce dzielić się swoją radością z całym światem. Skrzynecka to przecież przede wszystkim najpierw kobieta, dopiero potem osobowość telewizyjna, więc nic co ludzkie, nie może jej być obce. Ale jest też w jej zachowaniu pewna niekonsekwencja. Gwiazda, gdy godzi się na rozmawianie o swoich prywatnych sprawach, jaką na pewno jest ciąża i okres niemowlęctwa córeczki, musi się liczyć z tym, że daje "zielone światło" plotkarzom.
Wzorowym modelem gwiazdy, która wpuszcza do swojego domu media, ale tylko wtedy, gdy ma na to ochotę, jest Edyta Górniak. Diwa od lat jest czołową postacią polskiego showbiznesu. Ciężko zapracowała zarówno na pozycję najbardziej utalentowanej piosenkarki, jak i miano najchętniej podglądanej przez brukowce gwiazdy. . Górniak udziela informacji o swoim życiu tabloidom, ustawia się na zdjęcia paparazzi. Nie ma w tym nic złego, bo tak dziś wygląda praca znanych osób. Ale pytana wprost o "ustawki", zaprzecza.
W 2004 roku, na swojej oficjalnej stronie opublikowała list do dziennikarzy, którzy, według artystki, są szczurami. Górniak miała dość gry, w którą od lat z nimi grała:
Mocne. Jednak po dwóch latach Edyta Górniak znów zaczęła współpracować z dziennikarzami. I przesunęła kolejną granicę. w 2006 roku gwiazda była szantażowana przez 35-letniego "znajomego". Mężczyzna chciał upublicznić kompromitujące nagrania, których dokonał, gdy Górniak była 16-latką. Sprawa bardzo delikatna, bo dotyczyła molestowania seksualnego. Górniak o pomoc poprosiła Krzysztofa Rutkowskiego, który złapał szantażystę. Skąd to wiemy? Ba, wie cała Polska, bo całą historię wraz z dorwaniem złoczyńcy pokazał program "Uwaga". O tej sprawie mówili wtedy wszyscy.
Między Justyną a Edytą Górniak dostrzegamy wiele podobieństw. Obie piękne i utalentowane, urodzone tego samego roku. Obie z prowincji, przyjechały do Warszawy po lepsze życie, aby realizować swoją pasję. Obie zawładnęły muzycznym światkiem w Polsce i, niestety, obie są bardzo niekonsekwentne, jeśli chodzi o kontakty z mediami.
Jeszcze kilka lat temu mogłoby się zdawać, że Justyna nie ma z mediami problemu. Artystka potrafiła oddzielić życie prywatne od zawodowego, nie robiła ustawek z paparazzi, a w wywiadach opowiadała o nowych płytach, nie o kolorze pościeli w małżeńskiej sypialni. Po raz pierwszy na poważnie poskarżyła się na media w 2008 roku. Chodziło o sposób, w jaki prasa opisała charytatywną wizytę Steczkowskiej w szpitalu onkologicznym w Łodzi:
Co ciekawe, na kolorowe pisma poskarżyła się na łamach jednego z nich.
Steczkowska nie powinna dziwić się mediom, że interesują się jej życiem. Zwłaszcza po drugim wywiadzie w "Gali", z 2011 roku. Steczkowska mówiła w nim o chorobie nowotworowej, z którą zmagał się wówczas Maciej Myszkowski, mąż artystki.
Nie do końca wiadomo, czy to był wywiad na temat choroby męża z domieszką informacji na temat płyty, czy odwrotnie. Faktem jest, że osoba, która na łamach prasy opowiada o sprawie tak intymnej, jak choroba najbliższej osoby, nie powinna mieć pretensji o to, że media - nie zawsze przychylnie - będą o tej osobie pisać.
Czerwono-, a czasami i zielonowłosy lider zespołu "ich Troje" potrafi naprawdę zaskoczyć swoim zachowaniem. Zwłaszcza w stosunku do mediów. Pozwolił brukowcom tak drastycznie przekroczyć swoją sferę prywatności, że wiadomo było - prędzej czy później ktoś tego nie wytrzyma. Ale od początku...
Każdy rozpoczynający swoją przygodę z show-biznesem artysta, stara się zwrócić na siebie uwagę mediów. Wiśniewski stworzył jednak nową jakość w sprzedawaniu siebie. Miał już ugruntowaną na polskim rynku pozycję, ale wciąż chciał więcej. W 2003 roku wszyscy mogliśmy więc obejrzeć w telewizji ślub wokalisty.
Po takim entree lider najpopularniejszego w tamtych czasach zespołu w Polsce nie powinien się dziwić dziennikarzom, który stali się jego wiernymi kompanami podczas spacerów, zakupów i innych codziennych czynności. Wtedy Wiśniewskiemu stała asysta nie przeszkadzała - był zakochany, szczęśliwy i przede wszystkim na topie.
Kiedy dobra passa się skończyła (najpierw rozwód z Mandaryną, potem nieudane małżeństwo z Anią Świątczak, a w międzyczasie parę uroczych ustawek z tabloidami), Wiśniewski nie garnął się już tak do mediów. Ale one wciąż chciały o nim pisać. Z jednej strony ukrywał się przed światem, z drugiej - zaczął prowadzić bloga, na którym wyrażał swoje uczucia, emocje, publikował bardzo prywatne zdjęcia. Trudno więc powiedzieć, czy rzeczywiście chciał, aby media przestały komentować jego życie.
W szczerym wywiadzie w "Gali" w 2009 roku Wiśniewski mówił:
Czy dawny idol robi cokolwiek w kierunku tego, aby "machinę pomówień" zatrzymać? Choć dziś jest w burzliwym, ale niby szczęśliwym związku z Dominiką Tajner i znów optymistycznie patrzy w przyszłość, to ciągle zdarza się obrażać na dziennikarzy. Aktualnie swoje wszelkie żale wylewa na oficjalnym profilu na Facebook'u.
W przypadku Wiśniewskiego wydaje nam się, że jego kontakty z brukowcami są symbiozą idealną. Redakcje mają o kim pisać, Wiśniewski ma z kim walczyć. Zostali chyba dla siebie stworzeni. Show must go on!
Cezary Pazura wielokrotnie narzekał na polskich dziennikarzy. Według aktora, kolorowe pisma i serwisy internetowe są mu nieprzychylne. Nigdy nie ukrywał, że procesował się z niektórymi redakcjami w sądzie. Powód? Rzekomi złośliwcy, żerujący na jego wizerunku i naruszający jego dobra osobiste. Chodziło oczywiście o komentarze dotyczące związku Cezarego z młodziutką Edytą Zając.
Cezary Pazura wpuszcza do swojego domu media tylko wtedy, gdy potrzebuje rozgłosu. Jest wtedy w stanie znieść nawet słodką sesję i cukierkowy wywiad w "Vivie".
Przypomnijmy, jak Pazura pięknie bronił swoją młodą wybrankę na łamach pisma:
Edyta też zaczęła bardziej lgnąć do mediów. W celu ocieplenia wizerunku opowiedziała nawet o porodzie:
Później Pazurowie znowu zaczęli strzec prywatności. Nie na długo. Informacje o życiu prywatnym pary świetnie zaczęły sprzedawać się ponownie w czasie, gdy do kin wchodził film "Weekend" autorstwa Pazury. Promocja filmu dzięki plotkom to sprawdzony sposób na zarobienie pieniędzy.
Podczas uroczystej premiery "Weekendu" Pazurowie nie szczędzili sobie pocałunków. Następnego dnia, zdjęcia pojawiły się na niemal wszystkich serwisach o gwiazdach. Przy okazji dziennikarze pisali o filmie. Zmyślnie, prawda?:
Obecnie Edyta Pazura spodziewa się drugiego dziecka. Informacje o ciąży para potwierdziła na premierze filmu "Sztos 2", w którym Pazura zagrał jedną z głównych ról i który... wyprodukował. Sukces filmu jest mu więc podwójnie potrzebny, dla dobra jego kariery aktorskiej i domowego budżetu.
Machina promocyjna ruszyła. Pazurowie na premierze nie odstępowali siebie na krok. Za sceny, z ust aktora, tuż przed pokazem filmu, padły czułe słowa:
A potem, prawie codziennie COŚ. A to wywiad i sesja w "Gali":
A to wizyty w "Dzień dobry TVN". Opowiadanie op związku, małżeńskich nieporozumieniach, wielkiej miłości, oczekiwaniach na drugie dziecko.
Pazurowie potrzebują zainteresowania mediów, nie boja się zaprosić kolorowego czasopisma do domu. Nie chcą jedynie, by źle o nich pisano...
Ech, czym byłby nasz showbiznes bez królowej Dody! Rabczewska to kolejny w tym zestawieniu, klasyczny przykład gwiazdy, która nie do końca wyrobiła sobie opinię na temat mediów plotkarskich. Bo z jednej strony proces "o majtki" z jednym z brukowców, a z drugiej - liczne spowiedzi i prowokacje na łamach tabloidów czy tzw. pism typu "people & parties".
Dość zabawna jest historia z 2008 roku. Doda, wówczas jeszcze jako partnerka życiowa Radka Majdana, wybrała się z przyjaciółką i psem na spacer w okolice Placu Trzech Krzyży w Warszawie. Kiedy dostrzegła niesfornego paparazzo, który miał czelność robić jej z ukrycia zdjęcia, Doda ostro się wkurzyła. Efekt? Zaczepiła patrolującego Trakt Królewski policjanta i złożyła skargę na niedobrego fotoreportera. Ciekawe, dlaczego nie chciała dać sobie zrobić zdjęć. Czyżby nie miała pełnego makijażu? Bo kiedy Doda jest "zrobiona"- jest ładnie pomalowana, ubrana i uczesana, jest dla fotografów nieco łaskawsza...
Niejasny jest też stosunek Dody do zainteresowania mediów jej kolejnymi miłościami. Kiedy była z Radkiem Majdanem, a później z Nergalem, chętnie lansowała się u boku swoich mężczyzn. Zraniona po rozstaniu z Darskim Doda obiecywała, że już nigdy nie pozwoli swojemu facetowi wyrywać się przed orkiestrę i grzać w blasku jej sławy.
Teraz, kiedy spotyka się z Błażejem Szychowskim, chyba zapomniała już o swoich deklaracjach. Tancerz nie tylko pokazuje się u jej boku na wszystkich ważniejszych imprezach w stolicy, ale też asystuje przy wywiadach, których udziela wokalistka i pozuje z nią na okładkach. To w końcu Doda chce, żeby o nim mówiono,czy nie?!
Prezenter przez długie lata strzegł swojej prywatności jak oka w głowie. Urbański unikał dużych imprez, zdecydowanie bardziej cenił sobie spokój domowego zacisza.
Nawet w dobie największej popularności "Milionerów" Urbański unikał "domowych" sesji z jeszcze pierwszą wtedy żoną i dziećmi. Nawet o jego rozwodzie media dowiedziały się przypadkiem. O Urbańskim zrobiło się nieco głośniej, kiedy ożenił się po raz drugi - z młodszą od siebie Julią Chmielnik. Apogeum miało jednak dopiero nadejść...
W zeszłym roku coś się zmieniło. W lutym Urbański przeszedł z TVN-u do TVP2 i zaczął udzielać wywiadów. I to w towarzystwie ukochanej. Na łamach "Gali" Urbański mówił:
Wywiad, którego udzieliło małżeństwo, uzupełniono ciepłą, niby-spontaniczną sesją zdjęciową. Czy to wszystko pasuje do Urbańskiego? Na dobre przestał chronić prywatność czy za jakiś czas będzie się procesował z celującymi mu do okien z pobliskich drzew paparazzi?
Małgorzata Foremniak to podobny typ co Justyna Steczkowska. Z jednej strony uskarża się na niedobrych paparazzi w "Gali"...
... z drugiej zaś chętnie sama dostarcza brukowcom tematów, jak choćby przez kontrowersyjny związek ze sporo młodszym Rafałem Maserakiem.
Foremniak pewnego razu szczególnie zezłościła się na jeden z brukowców. Jego dziennikarze zasugerowali, że aktorka zrezygnowała z udziału w akcji charytatywnej, bo źle wyszła na zdjęciach promocyjnych projektu. Gwiazda pozwała wtedy redakcję pisma, a wygraną w procesie kwotę zadośćuczynienia przekazała na cele dobroczynne. Nie gniewała się jednak długo na dziennikarzy i wkrótce znowu zaczęła flirtować z mediami. Aktorka jest kobietą inteligentną i zdaje sobie sprawę z tego, że nawet kiedy jest o niej głośno z powodu infantylnego zachowania czy procesu sądowego, każdy rodzaj rozgłosu sprzyja popularności. Ta z kolei oznacza rosnące zarobki. Foremniak oficjalnie pokazywała się ze sporo młodszym kochankiem, przedstawiła już fotoreporterom swoją córkę. Dlaczego więc miałaby ukrywać się przed mediami? W końcu wszystko jest na sprzedaż.