Sandra Bullock o najgorszym doświadczeniu w karierze. Mocne! Porusza ważną kwestię

Sandra Bullock jest kolejną aktorką, która postanowiła wypowiedzieć się na temat nierównego traktowania kobiet i mężczyzn w przemyśle filmowym. Wydawałoby się, że tak popularna i lubiana aktorka nie ma problemu z tym, że ktoś ją kiepsko traktuje lub kiepsko jej płaci. A jednak.

Oczywiście można dyskutować o tym, co znaczy "kiepsko", bo relatywnie przecież zarobki takiej Sandry Bullock są kosmicznie wysokie. Ale gdy porównać gaże oferowane aktorkom i aktorom, okazuje się, że działa taka dziwna, automatyczna zasada: paniom zawsze dajemy dużo mniej.

Podobno ładnym ludziom jest w życiu łatwiej. Różne badania dowodzą, że osoby atrakcyjne fizycznie postrzegamy automatycznie jako bardziej inteligentne, zdolne, fajne, zapewne także chętniej zatrudniane i - bo czemu nie? - lepiej opłacane. Niestety ta zasada najwyraźniej nie działa w Hollywood. Tam wcale uroda nie jest gwarantem jakiegoś specjalnego traktowania, a już na pewno nie w przypadku kobiet. Kolejna znana aktorka wypowiada się na temat nierówności w wynagradzaniu kobiet i mężczyzn. Tak wiem, ileż razy już była o tym mowa. Ale może przyjmijmy metodę: mówmy o tym aż do skutku, czyli do momentu, gdy coś się wreszcie w tej materii zmieni?

Wystąpienie Patricii Arquette po zdobyciu przez nią Oscara zapoczątkowało szereg wypowiedzi hollywoodzkich aktorek o nierówności płac ze względu na płeć. Wypowiedziały się na ten temat i panie, które, wydawałoby się, mają mocno ugruntowaną pozycję (jak Meryl Streep czy Geena Davis) i "świeższe" gwiazdy, które mimo młodego wieku już mają na koncie nieprzyjemne doświadczenia w tej dziedzinie (weźmy chociażby ulubienicę Amerykanów - uroczo pyskatą Jennifer Lawrence czy Jessicę Chastain).

Sandra BullockSandra Bullock Nathan Denette / AP / AP Nathan Denette / AP / AP

Do tego grona dołączyła niedawno Sandra Bullock. W jej wypowiedzi dla "Variety" znajdziemy sporo gorzkich słów. Sandra wspomina sytuację, która miała miejsce mniej więcej 10 lat temu.

Zdałam sobie nagle sprawę, że jestem wściekła - wspomina . - Zaczęłam się zastanawiać, co takiego się ze mną dzieje, dlaczego czuję się dosłownie zastraszona. I uświadomiłam sobie, że wszystko sprowadza się do tego, że jestem kobietą. To było jak olśnienie. I zarazem najgorsze doświadczenie w całym moim życiu.

Sandra Bullock nie podaje detali, nie wiemy, o który film chodzi. Jeśli jednak przejrzeć jej filmografię, to wychodzi, że wówczas pracowała nad czterema filmami, które w latach 2005 i 2006 pojawiły się w kinach. "Loverboy", "Miss Agent 2", "Dom nad jeziorem" i "Bez skrupułów". Nie zdziwiłabym się wcale, gdyby chodziło o plan filmowy głupiutkiej komedii o agentce, gdzie przecież wszystkim dopisywać powinny świetne humory. Sandra jednak milczy.

Nie to jest jednak istotne, chodzi o sam fakt, że kochana przez widzów, popularna i zawsze uśmiechnięta aktorka doświadczała swego rodzaju dyskryminacji ze względu na płeć. Skoro boryka się z tym ona, kobieta na topie (i decyduje się powiedzieć o takiej sytuacji dopiero dekadę później, bo - jak sama przyznaje - było to trudne i musiała to przetrawić), co mają powiedzieć "zwykłe" dziewczyny i kobiety, zastraszone i niepewne, źle traktowane i fatalnie opłacane? Mogłoby się poza tym wydawać, że taka Sandra przecież nie ma wcale tak źle.

Byłam tym kompletnie przybita, bo przecież, gdy już coś takiego dostrzeżesz, nie możesz o tym zapomnieć. Zaczęłam się zastanawiać, czy do tego momentu byłam serio aż tak naiwna, że myślałam, że jestem traktowana na równi ze wszystkimi? - mówi dalej aktorka.

Wspomina, że gdy była mała, mama jej zawsze powtarzała, że może robić wszystko to, co robią mężczyźni. Sandra wyniosła z domu przekonanie, że płeć nie ma znaczenia, jeśli chodzi o marzenia i dążenie do celu. Boleśnie się przekonała (i to niemal u szczytu kariery!), że jest inaczej.

Byłam traktowana gorzej tylko dlatego, że jestem kobietą. Trochę mi zajęło przepracowanie tego problemu. Myślałam, że może to taki odosobniony przypadek, wyjątek. Ale nie, było przecież sporo innych drobnych doświadczeń, które to potwierdzały - wspomina i dodaje z goryczą: Najgorsze jest to, że wiele takich sygnałów wychodzi także od kobiet.

Ktoś może powiedzieć - w tyłkach się tym aktorkom poprzewracało! Zarabiają grube miliony za swoje role, a jeszcze grymaszą i pyskują (to kobietom przecież nie przystoi!?), bo faceci zarabiają grubsze. Ale tu pojawia się powracające jak smutny refren pytanie: dlaczego aktorka za swoją rolę dostaje mniej, niż aktor - gdy mówimy o jednakim poziomie zaangażowania czasu, umiejętności, talentu? Dlaczego kobiety dostają mniej pieniędzy za takie samo zadanie? Bo tak się utarło, więc nie ma co walczyć? Dobrze, że walczą znane twarze. Może wywalczą "chociaż" takie same wynagrodzenia, a potem dobry przykład zawita w skromniejsze progi. Trzymamy kciuki. Choć nasze kobiece kciuki pewnie liczą się za pół kciuka...

Zobacz wideo

Gosia Tchorzewska

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.