Miała być bitwa pomiędzy Cleo i kobietą z brodą, a wyszło... [PODSUMOWANIE]

Jak wypadliśmy?

Donatan i Cleo piosenką "My Słowianie" wywalczyli dla Polski 14. miejsce na 59. Konkursie Piosenki Eurowizji. Bezkonkurencyjna okazała się Conchita Wurst z Austrii, czyli kobieta z brodą, która zdeklasowała stawkę. Czujemy się zawiedzeni? Może nie ma powodu.

To miała być wielka bitwa pomiędzy Polską, reprezentowaną przez Donatana i "jego" dziewczyny piosenką "My Słowianie - We Are Slavic" i Austrią, dla której Conchita Wurst, najsłynniejsza tamtejsza drag queen zaśpiewała "Rise Like A Phoenix". W rezultacie okazało się, że Conchita walczyła praktycznie sama ze sobą, ponieważ nikt nie mógł jej na poważnie zagrozić, a Polska przez długi czas wlokła się na szarym końcu stawki, żeby ostatecznie spocząć na, nie najgorszym przecież, 14 miejscu.

ZOBACZ ZDJĘCIA Z FINAŁOWEGO SHOW CLEO

Występ Cleo i 'Dziewczyn Donatana' na finale Eurowizji. Występ Cleo i "Dziewczyn Donatana" na finale Eurowizji.  REUTERS/TOBIAS SCHWARZ REUTERS/TOBIAS SCHWARZ

Jak to się stało, że wszystkie nasze rachuby okazały się zawodne? Czy europejscy widzowie są naprawdę aż tak nieprzewidywalni, czy po prostu nam się tylko wydawało, że najbardziej wyrazistymi uczestnikami konkursu były "dziewczyny Donatana" i Conchita Wurst?

Niewykluczone, że wszystkiego po trochu. Nie zapominajmy, że w konkursie liczy się nie tylko prezentacja, ale także wzajemne sympatie i antypatie pomiędzy krajami. I tak, Gruzja głosowała na Armenię, a Włosi dali Polakom aż 8 punktów. Jak się okazało, mogliśmy też liczyć na naszych sąsiadów - 10 od Niemców i 7 od Ukrainy. Warto jednak wspomnieć, że ku zdziwieniu wszystkich Ukraina dała Rosji aż 10 punktów.

Conchita WurstConchita Wurst AP/Frank Augstein AP/Frank Augstein

Zwycięstwo Conchity Wurst było zasłużone przynajmniej z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że drag queen stworzyła widowiskowe, spójne show. Kombinacja sukni i brody, którymi manifestowała walkę o powszechną tolerancję dla odmienności, była jednocześnie przemyślaną i oryginalną kreacją sceniczną. To stylizacja, która przejdzie do historii festiwalu. Bo chociaż drag queen już występowała na Eurowizji (na przykład Verka Serduchka z Ukrainy w 2007 roku), to kobieta z brodą pojawiła się po raz pierwszy.

Drugi powód jest taki, że Conchita Wurst zaśpiewała po prostu dobrą, idealnie skrojoną pod festiwal piosenkę. Po wysłuchaniu 26 piosenek, a tyle ich było w finale Eurowizji, ma prawo powstać w głowie mętlik, jednak łagodna, lekko szybująca melodia "Rise Like A Phoenix" wyraziście się z niego przebija.

Conchita WurstAP/Frank Augstein AP/Frank Augstein

Jak na tle Conchity (równajmy do najlepszych) wypada Polska? Nieźle. Po raz pierwszy od lat zaprezentowaliśmy na Eurowizji piosenkę, w której chodziło wyłącznie o świetną zabawę, a nie o głęboki przekaz artystyczny, zrozumiały wyłącznie dla nielicznych. To już jest sukces: zrozumieliśmy wreszcie, że takie właśnie piosenki należy posyłać na konkurs. Sukcesem jest również 14. miejsce. Dlaczego? Na przykład dlatego, że jest to 3. najlepsze miejsce, jakie kiedykolwiek zajęliśmy na Eurowizji. Oczywiście w liczbach bezwzględnych wypadamy w tym roku prawie dokładnie pośrodku stawki, czyli idealnie przeciętnie, ale do tej pory rzadko byliśmy nawet przeciętni.

Warto zatem potraktować występ "dziewczyn Donatana" jako budujące doświadczenie. Skoro wiemy, że takie piosenki jak "My Słowianie" mogą się podobać europejskim widzom, to po wyciągnięciu odpowiednich wniosków w następnych latach może być jeszcze lepiej.

Czarnym koniem festiwalu okazał się zespół The Common Linnets z Holandii. Dosłownie. Piosenkę "Calm After The Storm" zespół wykonał w scenografii utrzymanej w czarno-białej konwencji, trochę kojarzącej się z filmem noir. Już z półfinałowego występu było wiadomo, że są świetni, jednak dopiero w finale przekonaliśmy się, jak bardzo.

Conchita WurstAP/Frank Augstein AP/Frank Augstein

Trzecie miejsce Szwecji może trochę dziwić. Ballada "Undo" zaśpiewana przez Sannę Nielsen niczym się właściwie nie wyróżniała spośród niezliczonej ilości podobnych ballad, jakie każdy z nas słyszał wcześniej, ale to tylko dowód na to, jak trudno przewidzieć wyniki głosowania.

Conchita WurstREUTERS/TOBIAS SCHWARZ REUTERS/TOBIAS SCHWARZ

Przepadła Grecja, której zwariowany, melodyjny kawałek "Rise Up" wykonany przez Freaky Fortune & RiskyKidd z akrobatami w tle zapewnił im zaledwie 20 miejsce. Przepadła Czarnogóra z typowo festiwalową piosenką "Moj svijet", która uplasowała ich tuż przed Grecją. Jednak nieprzewidywalność konkursu nie jest jego wadą. "Zmowy" poszczególnych państw, które głosują na siebie z pozamuzycznej sympatii, również.

Przecież to tylko zabawa. Nawet jeżeli Eurowizja to festiwal żenady, jak ostatnio utarło się o nim sądzić, to przede wszystkim jest on festiwalem emocji. W tym roku dostarczył nam ich aż nadto, w dużej mierze za sprawą Donatana, Cleo, Oli Ciupy, Pauli Tumali i towarzyszącym im dziewczyn z "Mazowsza": Alesi Turoniak, Sylwii Klan i Anny Łapińskiej. Możliwe, że liczyliśmy na więcej. Dostaliśmy świetne show, za które dziękujemy.

Conchita WurstAP/Frank Augstein AP/Frank Augstein

Jacek Zalewski

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.