Historia jak z filmu akcji: po dachowaniu samochodu z bagażnika wypadła skuta kajdankami 16-latka. "Miała tylko krótkie spodenki i cieniutką bluzę"

To się wydarzyło naprawdę.

To się zdarzyło naprawdę. Nastolatka ze skutymi kajdankami rękami była przetrzymywana w bagażniku samochodu, który dachował na obwodnicy Bydgoszczy. Zszokowana i niekompletnie ubrana dziewczyna wybiegła na ulicę po pomoc. Co się stało? "W telegraficznym skrócie" było to tak:

Na obwodnicy Bydgoszczy dachuje granatowy nissan. Z bagażnika wypada skuta kajdankami ładna dziewczyna. Dwaj mężczyźni trafiają do aresztu. Ale reszta opowieści jest już swojska: najpierw wypili, a potem samo się działo - czytamy na stronie portalu Wyborcza.pl .

Kraska wydarzyła się w grudniu, w piątek trzynastego. Rano policjanci odebrali sygnał o wypadku. Znaleźli tylko puste przewrócone auto i ślady w bagażniku wskazujące na to, że ktoś mógł być w nim przetrzymywany. To była 16-latka z Chełmna, ucząca się w tamtejszym gimnazjum. Rano znalazł ją na ulicy przejeżdżający kierowca.

Zatrzymaliśmy się, a ona od razu wpadła mi w ramiona i prosiła, żeby zawieźć do domu. Była mocno poturbowana i zmarznięta. Miała tylko czarne krótkie spodenki, jeden kapeć, bo drugi zgubiła, i cieniutką bluzę. Byłem przekonany, że to typowy wypadek, ale gdy czekaliśmy w wozie na pogotowie, powiedziała, że ją porwano - powiedział kierowca.

Policjanci szybko schwytali dwóch mężczyzn, którzy uciekli z rozbitego auta. To 21-letni Bartosz R. z Torunia i 26-letni Łukasz P. z Chełmży. Od razu też zaczęto ustalać przebieg wydarzeń. Policja bierze pod uwagę dwa scenariusze.

Pierwszy jest taki, że dziewczyna poznała swoim prześladowców dwa tygodnie przed wypadkiem, a teraz zgodziła się z nimi na nocny wypad do miasta samochodem jednego z nich.

Nastolatka powie potem policjantom, że już wtedy wyczuła od nich obu alkohol - czytamy na stronie Wyborcza.pl .

Drugi scenariusz jest taki, że dziewczyna chodziła ze starszym ze sprawców. Ten, namawiając ją na ponowne zejście się, zaproponował przejażdżkę i wyjaśnienie nieporozumień. Bez względu na to, która wersja jest prawdziwa, policja ustaliła, że w nissanie szybko zaczyna narastać napięcie. Bartosz i Łukasz odebrali dziewczynie telefon, skuli kajdankami i wrzucili do bagażnika. Wyborcza.pl cytuje jednego ze śledczych.

Ponoć miała to być dla niej nauczka za pyskowanie. Ale też nic nie wskazuje, by wcześniej planowali porwanie. Właściciel nissana twierdzi, że kajdanki dostał jakiś czas temu i od tamtej pory trzymał je w aucie. Nie był to policyjny sprzęt. Podczas wypadku zostały zerwane.

Pijani porywacze jeździli z zamkniętą w bagażniku ofiarą z szybkością 120 km na godzinę. Według policjantów to, że nie rozbili się na drzewie, a "jedynie" dachowali, należy uznać za cud. Pechowi porywacze sami oddali się w ręce policji.

.. mat. policyjne mat. policyjne

alex

Więcej o:
Copyright © Agora SA