Pod koniec lipca Kamil Durczok spowodował kolizję na autostradzie A1. Okazało się, że był pod wpływem alkoholu, a w wydychanym powietrzu miał 2,6 promila. Jak donosiły tabloidy, miał pić przez cztery dni. Po wypadku tłumaczył, że wsiadł za kierownicę, ponieważ czuł, że może prowadzić auto. Gdy doszedł do siebie, przeprosił wszystkich za swoje zachowanie i wyraził skruchę. Były gwiazdor TVN miał trafić do aresztu, jednak do rozprawy będzie cieszył się wolnością.
Dziś okazało się, że dziennikarz nie trafi do aresztu. Sąd w Piotrkowie Trybunalskim rozpatrzył zażalenie prokuratury, która uważała, że powinien trafić do aresztu tymczasowego. Sędzia uznał, że nie ma podstaw do stosowania wobec Durczoka najsurowszego środka zapobiegawczego (choć grozi mu 12 lat więzienia). Jak poinformowano, ta decyzja jest ostateczna i nie ma możliwości odwołania się od niej.
Jeszcze niedawno Kamil Durczok brylował na salonach ze swoją byłą ukochaną. Wydawało się, że po głośnej aferze w TVN dziennikarz odbił się wreszcie od dna.
Oprócz tego Sąd Okręgowy zarządził zwiększenie do 100 tysięcy złotych poręczenie majątkowe. Poza tym dotychczas ustalone środki zapobiegawcze pozostają bez zmian. I tak jak do tej pory dziennikarz nie może opuszczać kraju i ma dozór policyjny.
Kamil Durczok ma postawione dwa zarzuty: kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości oraz sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Tabloidy dotarły do informacji, że nie jechał sam i towarzyszyła mu 20-letnia kobieta. Poza tym miał mieć przy sobie broń. Wciąż nie są znane wyniki badań toksykologicznych, które mają wykazać, czy był pod wpływem substancji odurzających. Podaje się, że będą one gotowe 20 sierpnia.
AW