Nie jest tajemnicą, że Polacy nie do końca czują Eurowizję. Do tej pory tylko raz w historii konkursu udało nam się zbliżyć do głównej nagrody, ale było to ponad 20 lat temu i młodsi mogą tego nawet nie pamiętać. Co roku konsekwentnie wystawiamy jednak swojego reprezentanta i mamy nadzieję, że tym razem się uda. Niestety, po dość wysokich (jak na Polskę) miejscach Cleo i Michała Szpaka, znów mijamy się nie tylko ze zwycięstwem, ale także z finałem.
W tym roku Polacy pokładali wielkie nadzieje w dziewczynach z zespołu Tulia. Ich wybór od początku wzbudzał wiele kontrowersji, a to dlatego, że w odróżnieniu od poprzednich lat, widzowie nie mieli żadnego wpływu na to, kto będzie reprezentował Polskę na Eurowizji. Decyzja ta została podjęta przez specjalnie powołaną komisję.
Zgodnie z przypuszczeniami bukmacherów Polki nie podbiły sceny w Tel Awiwie. Jak się jednak okazuje, mało brakowało, a wystąpiłyby w ścisłym finale. W głosowaniu zdobyły 120 punktów: po 60 od jury (11. miejsce) i 60 od widzów (8. miejsce). Dało to dziewczynom ostatecznie 11. miejsce i zabrakło im zaledwie dwóch punktów, by przejść dalej. Potwierdził to na Twitterze Jan Ola Sand - producent wykonawczy Eurowizji.
Mogę teraz ujawnić, że różnica między 10, a 11 miejscem wynosiła w pierwszym półfinale zaledwie dwa punkty - czytamy w jego wpisie.
A jak dokładnie rozkładały się głosy? Tak głosowało na Polskę jury:
10 punktów – Finlandia
8 punktów – Australia, Węgry
7 punktów – Czechy, Estonia
6 punktów – Białoruś
5 punktów – Izrael
3 punkty – Słowenia, Serbia, Portugalia
A tak widzowie:
8 punktów – Francja, Islandia
7 punktów – Czechy
6 punktów – Finlandia, Węgry
5 punktów – Australia, Belgia, Białoruś, San Marino
2 punkty – Estonia, Izrael
1 punkt – Słowenia
A to pech. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku uda nam się zawalczyć o zwycięstwo w finale. Przypominamy, że kolejna Eurowizja odbędzie się w Holandii.
MŁ