Zaledwie dzień temu Meghan Markle i książę Harry ogłosili, że spodziewają się dziecka. Para przebywa obecnie z wizytą w Australii, skąd wyruszą do Nowej Zelandii, na Fidżi i Tonga. To w tych dwóch ostatnich krajach wciąż ostrzega się ciężarne przed wirusem Zika, który powoduje uszkodzenia płodu.
Ledwie samolot Meghan Markle i księcia Harry'ego dotknął kołami płyty lotniska w Australii, a już Pałac Kensington wydał oświadczenie, że para spodziewa się swojego pierwszego dziecka. Od poniedziałkowego poranka brzuch i stan zdrowia Meghan Markle są pod czujną obserwacją wszystkich. Nic dziwnego więc, że pojawiły się pytania o bezpieczeństwo księżnej w czasie jej podróży zagranicznej do Australii, Nowej Zelandii, na Fidżi i Tonga.
Meghan Markle jest w pierwszym trymestrze ciąży, i już z samego tego powodu będzie pod szczególną opieką lekarzy w czasie całej podróży zagranicznej. Ponieważ odwiedzi również Tonga i Fidżi, pojawiły się uzasadnione obawy, że naraża się na zarażenie wirusem Zika.
Jednak rzecznik Kensigton Palace wydał oświadczenie, że para podjęła wszelkie możliwe kroki, żeby ochronić się przed zarażeniem wirusem, i nie zamierza zmieniać planów podróży. Zagrożenie, choć realne, jest bardzo niewielkie. Meghan Markle nie będzie spacerowała po dżungli, gdzie najłatwiej się zarazić. Będzie też korzystała ze środków, które są bezpieczne dla kobiet w ciąży i jednocześnie chronią przed komarami.
Wirus Zika od kilku lat zagraża ciężarnym w różnych regionach świata. Przenoszony jest przez komary, więc naprawdę niewiele wystarczy do zarażenia. A skutki mogą być tragiczne, bo wirus powoduje u noworodków wady wrodzone w formie małogłowia oraz porażeń. Nie ma na niego szczepionki, nie da się go wyleczyć. Można się ochronić tylko przed ukąszeniami samych komarów.
MAW