Jim Carrey nie jest już młodzieniaszkiem i wzorem choćby Mela Gibsona ozdobił swoją twarz siwiejącym zarostem. Nie jest to jednak zwykły zarost i nie chodzi tylko o to, że wyhodował sobie potężną brodę. Starannie przystrzyżona, uczesana i wymodelowana przypomina dzieło sztuki.
Jim Carrey pokazał swój zarost w Los Angeles podczas premiery serialu komediowego "I’m Dying Up Here" w którym co prawda nie gra, ale jest jego producentem wykonawczym i osobiście napisał kilka odcinków.
Komik wydaje się być bardzo dumny z brody.
Gdziekolwiek się pojawię, zaczyna się to samo. W tej chwili jest większą gwiazdą ode mnie, ma nawet konto na Twitterze - pochwalił się jakiś czas temu w programie Jimmy'ego Kimmela.
Chyba trochę przesadził z opiewaniem popularności swojej brody, na Twitterze ma raptem 102 obserwujących, ale być może ich liczba będzie rosła wraz z brodą. Swoją drogą, przynajmniej od czasów "Maski", a było to w 1994 roku, nie widzieliśmy twarzy Carreya równie oryginalnej. Może inspiracja dla hipsterów znad Wisły?
JZ