Zabójca Agnieszki Kotlarskiej: Czułem się jak rybka w akwarium. Odwróciłem się i pchnąłem ją nożem

Zabójstwo Miss Polski, Agnieszki Kotlarskiej wstrząsnęło całą Polską. Po 17 latach od tragicznych wydarzeń sierpnia 1996 roku, w TVN Style pokazano dokument, w którym wystąpił morderca modelki, Jerzy Lisiewski. Jego czyny bezapelacyjne zasługują na potępienie. Nie chcemy z niego robić nowej gwiazdy, lecz jedynie pokazać Wam, jak jego oczami wyglądały tamte chwile.
Agnieszka Kotlarska Agnieszka Kotlarska AG

Agnieszka Kotlarska

Agnieszka Kotlarska miałaby teraz 41 lat. Miss Polski, Miss International, muza projektanta Ralpha Laurena,  świetna modelka, która brała udział w wielu prestiżowych kampaniach reklamowych m.in. dla Calvina Kleina czy Estée Lauder, w końcu: żona i matka. 17 lat temu zginęła z rąk prześladowcy. Jerzy Lisiewski dostał wyrokiem sądu 14 lat więzienia. Jest już na wolności. Wystąpił on w filmie dokumentalnym "Będę Cię kochał, aż do śmierci" w TVN Style 15 listopada.

Pewien element  abstrakcyjnej wyobraźni działał u nas - opowiadał przed kamerami Lisiewski. - Wiele zdarzeń można przyporządkować krasnoludkom, choć niektórzy zaprzeczają ich istnieniu, inni tłumaczą pewne rzeczy ich działaniem.

Agnieszka KotlarskaMat. promocyjne

Lisiewski po raz pierwszy zobaczył Kotlarską na pokazie sukien ślubnych w salonie przy ulicy Oławskiej we Wrocławiu.

To była jesień 1991. Po tym pokazie wiedziałem, gdzie chodzi do szkoły. Jakim autobusem jeździ do domu. Ona też zauważyła, że jakiś mężczyzna ją obserwuje, że jest nią zainteresowany. Przyjechaliśmy autobusem, odprowadziłem ją do domu. Rozmawialiśmy o zwykłych rzeczach, kogo znamy, chodziliśmy w końcu do jednej szkoły. Weszła wtedy do swojej klatki i tyle  wspominał Lisiewski.
Jerzy Lisiewski Jerzy Lisiewski Mat. promocyjne dokument TVN Style

Niepokój

Lisiewski ciągle wracał myślami do Kotlarskiej.

Po kilku dniach napisałem do niej list. Przecież nie mogłem jej napisać: hej uważam, że jesteś ładna, masz fajną pupę, dlatego pociągnąłem temat krasnoludków.

Jerzy LisiewskiMat. promocyjne dokument TVN Style

Zainteresowanie mężczyzny niepokoiło Miss Polski.

On się pojawiał cały czas. Ona się go bała. Była niespokojna. On cały czas podbiegał do niej - relacjonowało kilku znajomych Kotlarskiej w tym samym dokumencie.

Lisiewski nieco inaczej wspomina tamten okres.

Wystarczyło podejść i porozmawiać. Jednak była jakaś bariera, to mnie przyciągało. To nie chodzi o to, żeby być razem, tylko żeby ta osoba przyjęła że ma gorącego fana. Ona może to zaakceptować, albo nie - tłumaczył dość niejasno.

Zygmuntowi Chajzerowi, przyjacielowi rodziny, zainteresowanie Lisewskiego nie wydawało się niepokojące.

To się wydawało tak błahe, nie zwróciłem na to uwagi. Bywało sporo maniakalnych wielbicieli - opowiadał w dokumencie.

Ponowna fascynacja

Tymczasem kariera Kotlarskiej nabierała rozpędu. Jej życie stało się bajką, o jakiej inne dziewczyny w Polsce w latach 90. nie  śmiały nawet marzyć. Wyjechała do USA, była muzą Ralpha Laurena, jej twarz była na plakatach na całym świecie, grała w reklamach. Układać zaczęło się też w życiu prywatnym. Wyszła za mąż, urodziła córkę. Tęsknota za życiem rodzinnym sprawiła, że zaczęła coraz częściej bywać w kraju. Nadal jednak latała i rozwijała swoją karierę.

Dostała zlecenie na sesję w Paryżu. Miała lecieć z Nowego Jorku. Nagle pojawiła się w mediach tragiczna wiadomość. Samolot, na pokładzie którego powinna być modelka rozbija się, giną wszyscy pasażerowie. Na szczęście Kotlarskiej nie było na pokładzie. Sesję przesunięto,  ona wolała polecieć innym lotem.

Gdy zobaczyłem małą wzmiankę w prasie o katastrofie, w której mogła zginąć,  te dawne przeżycia odżyły i znowu zacząłem szukać. Nie było komórek. Nie potrzeba było Jamesa Bonda, żeby kogoś znaleźć, książka telefoniczna, numer i adres. Bingo - opowiadał Lisiewski.

Lisiewskiemu myśli o Kotlarskiej nie dawały spokoju, dążył do spotkania z nią.

To za daleko zaszło. Dochodzi się do szczytu górki, a potem jest już z górki. Cała energia skupia się na tym, żeby tego celu dopiąć.
Agnieszka Kotlarska Agnieszka Kotlarska MARZENA HMIELEWICZ

Zabójstwo

27 sierpnia 1996 roku był ciepłym, leniwym dniem.

Byłem w pracy, zamknąłem swoją działalność- wspominał dzień morderstwa w filmie. - Wyszedł i podążyłem w kierunku domu Agnieszki. Poznała mnie chyba. Nie otworzyła jednak nawet szyby w aucie. Czułem się jak rybka w akwarium. Popatrzę, ale żeby cię dotknąć, to nie. Przecież się nie zmoczę.

Lisiewski starał się porozmawiać z Kotlarską. Ta siedziała zamknięta w samochodzie pod domem, czekała na męża. Ten po chwili pojawił się na podjeździe, od razu wyciągnął telefon i wzywał policję. To zdenerwowało Lisiewskiego.

Stoisz tam i cię olewają, próbuję mu coś mówić, a tu mnie olewają. Ja chciałem tylko porozmawiać, a on zaczął wzywać policję - mówił w TVN Style zabójca. - Zawsze nosiłem przy sobie nóż czy scyzoryk więc go wyciągnąłem. Osoba przewróciła się. Ja zamachałem tym kozikiem, nad nim, trochę go drasnąłem po udzie. Wtedy jest szarpnięcie za ramię. Odwróciłem się i pchnąłem ją nożem. Byłem otumaniony, nie wiedziałem, co się dzieje. Zacząłem biec, żeby się od tego miejsca oderwać.

W tym czasie Kotlarska wykrwawiała się na chodniku przed domem. Wszystko działo się na oczach jej niespełna 3-letniej córki.

Do drzwi dobijał się sąsiad, błagał, żeby mu pomoc ratować Agnieszkę, razem  wnieśliśmy ją do domu, po 10-12 min przyjechała karetka - opowiadał sąsiad zamordowanej, lekarz. - Sprawdziłem, było tętno na tętnicy szyjnej. Pojechałem  potem do szpitala. Byłem bardzo zaskoczony dużym skupieniem ran, które były precyzyjnie zadane w okolicach sercach, można było sądzić, że zadała je osoba wyszkolona w kierunku walk obronnych.

W prasie tak relacjonowano przebieg zdarzenia.

Jerzy L. zapytał: za ile ją kupiłeś? W odpowiedzi usłyszał wulgarne słowo i polecenie natychmiastowego odejścia. Gdy Jarosław Ś. zaczął wybierać na komórce numer telefonu policji, Jerzy L. zaatakował go nożem (kupionym trzy tygodnie wcześniej) . Mężowi pośpieszyła na pomoc Agnieszka.
Podczas procesu Jerzy L. zeznawał, że poczuł, jak ktoś szarpnął go za lewe ramię, więc nie oglądając się, zadał trzy ciosy do tyłu. Twierdził, że nie wiedział, w kogo uderza. Obrońca oskarżonego dowodził, że celem działania oskarżonego nie było zabójstwo. Sąd odrzucił tę wersję wydarzeń - opisywała "Rzeczpospolita".

Lisiewski pod wpływem emocji przebiegł spory odcinek. W końcu ocknął się i postanowił oddać się w ręce policji.

Przebiegałam obok jakiegoś domu, powiedziałem, że chciałbym zatelefonować - mówił Lisewski.

Lisiewski dostał 14 lat.

Dla mnie to była osoba bliska i tej osoby nie ma. Jest bezradność, chłopie co ja mogę zrobić. Pewnie, że się czuję winny. Nie zrobiły tego krasnoludki, ja to zrobiłem - mówił wolny już Lisewski.
Nie zrobiłem zwyczajowego "odlewania się" na mury więzienne. Po prostu odszedłem.  Szedłem do Odry, poszedłem wzdłuż niej. Rozebrałem się, wymyłem się w rzece, założyłem nowe ubranie, stare wrzuciłem do śmietnika - wspominał. - Ulice kiedyś znane były dla mnie dziwne. Mówią czas, leczy rany. Dopóki ma się pamięć, to dalej Boli. Kwestia zabijania to osobny temat. Można to zrobić nieświadomie, to nie jest tak, że ktoś wyrośnie w środowisku, gdzie ktoś mu powie nie zabijaj i nie będzie tego robił. Nie ma tak, że sobie to przewinę i to się nie powtórzy - mówił Lisewski.

Powtórkę programu będzie można obejrzeć w TVN Style w niedzielę o 22.50.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.