Joanna Racewicz: Jak powiedzieć małemu chłopcu, że taty nie będzie? Ja nie wiem. Poruszający wywiad o depresji i miłości

O mężu, synu, śmierci i życiu - Joanna Racewicz, wdowa smoleńska, otworzyła się w "Gali".
Joanna Racewicz Joanna Racewicz Gala

Joanna Racewicz

Joanna Racewicz urodziła się 1973 w Hrubieszowie. Od wielu lat pracuje w mediach. Na początku związana była z lokalnymi redakcjami, szybko jednak trafiła do RMF FM, a potem do TVP. W 2006 roku odeszła z Telewizji Polskiej i przeniosła się do TVN. W 2011 roku wróciła do państwowych mediów i na nowo zaczęła pracę w "Panoramie".

 

Paweł JaneczekFot. materiały BOR

 

We wrześniu 2004 roku wyszła za mąż za porucznika BOR-u, Pawła Janeczka. Poznali się na pokładzie rządowego samolotu. Cztery lata później na świat przyszło ich, długo oczekiwane, pierwsze dziecko, syn Igor. 10 kwietnia 2010 roku Janeczek zginął w katastrofie prezydenckiego samolotu Tu-154M w Smoleńsku. Ochraniał prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie był jednak bezpośrednio przydzielony do tej misji, wziął zastępstwo za kolegę.

 

Paweł Janeczek, Lech Kaczyńskikapif

Joanna Racewicz po katastrofie smoleńskiej stała się pewnego rodzaju symbolem. Jej milczenie wobec powszechnego gwaru, symboliczne obcięcie włosów, sprawiło, że wyznaczyła nowe standardy mówienia o katastrofie. Jej książka "12 rozmów o miłości. Rok po katastrofie" uświadomiła, że tragedia z 10 kwietnia to przede wszystkim intymny dramat bliskich ofiar. Jak bardzo ogromny, jak niezwykle przejmujący? Wszystkiego dowiadujemy się z pierwszego tak wzruszającego wywiadu w "Gali". Klasa, elegancja i poruszająca szczerość bez grama kokieterii. Bez wahania możemy uznać tę rozmowę za jedną z najlepszych, jaka ukazała się do tej pory w "Gali" i jedną z najbardziej przejmujących w kolorowej prasie.

Joanna Racewicz Joanna Racewicz Gala

Chrzest

Joanna Racewicz długo zwlekała z chrztem syna Igora. Nie było dla niej oczywiste, że chłopiec ma przyjąć sakrament. Zresztą od śmierci męża nic nie mogła uznać za pewnik. Jednak nadszedł moment, że dziennikarka poczuła impuls, coś w niej drgnęło. Wtedy też zapadała decyzja - Igor przyjmie chrzest.

To była potrzeba. Po prostu. Bez specjalnej argumentacji, dzielenia włosa na czworo. (...) Można całe życie "wadzić się z Bogiem", ale przychodzi taki moment - krótszy lub dłuższy - kiedy coś w nas mówi "dość".

Paweł JaneczekFot. Marcin Kucewicz / Agencja Gazeta

 

Na ojca chrzestnego Igora, Joanna Racewicz wybrała jednego z najlepszych przyjaciół jej męża Pawła. Także data uroczystości była nieprzypadkowa.

Być może wyda się to sentymentalne, ale przyszła myśl, że imieniny Pawła to idealny dzień, żeby Igor został ochrzczony - opowiada w  "Gali".

To oczywiste, że matka zapamięta na całe życie chrzest swojego dziecka, jednak tego dnia wydarzyło się coś, co sprawiło, że z pewnością każdemu z gości te chwile zapadną głęboko w pamięci.

Spotkanie w małej, uroczej restauracji, kelnerzy z szampanem na powitanie naszych gości. I nagle na dwóch tacach pękają wszystkie kieliszki. W tym samym momencie. Jak na komendę. W żaden racjonalny sposób nie da się tego wytłumaczyć - opowiada Joanna Racewicz. - "Wpadł Janosik [tak przyjaciele mówili na męża dziennikarki - przyp. red.] z chłopakami, bo nie mogło go tu zabraknąć" - pomyślałam. I proszę mi wierzyć wszyscy mieli podobne skojarzenia. Imieniny Pawła były  zawsze bardzo hucznie obchodzone.
Joanna Racewicz Joanna Racewicz AG

Ona

Wiele osób, które utraciły kogoś bliskiego przyznaje, że czuje obecność ukochanej osoby. Joanna Racewicz, racjonalna dziennikarka, daleka jest od zamienia swojego życia w serial science-fiction,  przyznaje jednak przychodzą takie momenty, kiedy dopuszcza do siebie jakąś metafizykę.

Można posądzać mnie o nadinterpretację - bardzo proszę - ale mam wiele takich sytuacji, kiedy jak jadę samochodem zajęta własnymi myślami i słyszę w głowie: "Uważaj!". I to jest chwila, która wystarcza, żeby zareagować - mówi w "Gali".

Zwierzenia dziennikarki sprawiają, że ciarki przechodzą po plecach. Ona i jej mąż wciąż są blisko siebie. Tak jak za życia, Janosik jest jej ostoją. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że czuwa nad nią i teraz. A może to jedynie nadinterpretacja?

Rano gubię kluczyki od samochodu, nie mogę znaleźć wściekam się, bo Igor do przedszkola, a ja do pracy. Wreszcie wychodzimy, a tuż przed nami jedzie karetka na sygnale, bo na skrzyżowaniu zderzenie. Policja, straż, nosze. To są te dwie minuty, które poświęciłam na szukanie kluczy.
Joanna Racewicz Joanna Racewicz screen z Gala

Ludzie na zwenatrz

Wszechogarniający smutek, depresja, żal, złość. Te wszystkie uczucie mieszają się ze sobą po stracie bliskiej osoby. Dochodzi się do granicy własnego istnienia. Trzeba wtedy zawrócić z wcześniej obranej ścieżki i odszukać nową drogę, bez wiernego towarzysza u swojego boku. Rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej - jak twierdzi Racewicz - nie mogły wsłuchać się w siebie i odnaleźć siebie, bo ich wewnętrzny głos zagłuszały medialne krzyki i polityczne wrzaski nienawiści.

Nie ma ucieczki od Smoleńska - Racewicz przytacza opowieść z salonu fryzjerskiego. - Pani z farbą na włosach, która tonem, jakby podawała przepis na szarlotkę, mówi: "Wiedzą panie, a ja uważam, że oni wszyscy powinni być spaleni i wrzuceni do jednego dołu. Nie byłoby tego zamieszania, kto gdzie był pochowany". Czy naprawdę tak trudno zrozumieć, że to co się stało, jest "narodowe" tylko w części? - pyta retorycznie Racewicz w "Gali".

Joanna RacewiczAG

Dziennikarka przytacza  historię, tak bardzo odpychającą, że chciałoby się wierzyć, że wydarzyła się w czarnej komedii klasy C.

Pewnego dnia poprosiłam obcego mężczyźnie, żeby nie robił zdjęć, kiedy bliscy ofiar są przy grobach. Usłyszałam, że to miejsce publiczne, że katastrofa była publiczna i każdy ma prawo robić to, na co przyjdzie mu ochota. Próbowałam jeszcze prosić o uszanowanie tego jedynego miejsca, ale usłyszałam w odpowiedzi, że jak sobie kupię Powązki, to będę mogła ustalać warunki.

Racewicz już raz poruszała problem zachowania postronnych osób w alei K2 na Powązkach. Było to w programie "Tomasz Lis na żywo".

Często przychodzą tam wycieczki. Uczniowie z liceum czy gimnazjum zachowują się skandalicznie. Jedzą popcorn i są bardzo głośni. Przyglądają się tym grobom.
Joanna Racewicz Joanna Racewicz AG

Depresja

Nie sposób podjąć się analizy uczuć, jakie wzbierają w człowieku po stracie ukochanego. Każdy przeżywa to inaczej. Joanna Racewicz przyznała, że miała momenty, kiedy każda kolejna minuta dalszego istnienia zdawała się być przepaścią bez wyjścia.

Był czas, kiedy nie miałam siły, żeby wstać rano, odsłonić okno. Ale za chwilę przychodził do łózka Igor i mówił: "Mama, jeść". To zmuszało do złapania oddechu i zajęcia się codziennością. Dziecko wyznacza rytm dnia, czy się tego chce czy nie.

Bycie matką z jednej strony było jej kołem ratunkowym - ale z drugiej bycie samotną matką, stanowiło kolejne wyzwanie.

Często słyszę: "Musisz być dzielna, bo teraz jesteś mamą i tatą w jednej osobie". Nieprawda, jestem mamą. I tyle - buntuje się Racewicz w "Gali". - Mogę próbować bawić się z Igorem tak, jak robiłby to tata. Grać w piłkę, chodzić na basen, bawić się w budowniczego. Ale taty nie zastąpię.
Joanna Racewicz Joanna Racewicz screen z magazynu Viva Nr-25(361) 9 grudnia

Igor

Gdy zginął Paweł Janeczek, Igor nie miał jeszcze dwóch lat. Mimo wszystko jednak ten mały człowiek nadawał Racewicz nie tylko rytm każdemu dniu od 10 kwietnia 2010 roku, lecz także całemu jej nowemu życiu.

Pewnego dnia otworzył szafę w garderobie i poprosił: "Mamusiu, nałóż inne czarne". Nie potrafił powiedzieć, że chce, żeby mama włożyła wreszcie coś jasnego, kolorowego. Może się pani zdziwi, a może nie - mówi dziennikarce "Gali" Annie Kaplińskiej-Struss. - Ten mały smyk jest osobą, dzięki której jestem.

Igor każdego dnia dawał jej siłę, ale też ciągle domagał się obecności taty. Stawiał swojej mamie ogromne wyzwania.

Wciąż nie mogę oglądać wspólnych zdjęć. Mam zestaw kilku takich "oswojonych". Ale wciąż nie jestem w stanie oglądać naszych wspólnych filmów z wakacji... Igor od jakiegoś czasu prosi, żeby obejrzeć z nim, jak byliśmy na basenie, a tata podrzucał go do góry i uczył pływać. Ale jeszcze nie teraz. Nie teraz...

Nie wszystkiemu jest w stanie podołać od razu. Jednak dzięki pomocy przyjaciół i rodziny próbuje. To jej rodzice zaopiekowali się synkiem podczas jednej z Wigilii, gdy ona szukała ratunku w pracy. Ojciec chrzestny, Darek, co tydzień wozi Igora i swojego syna na judo - tak jakby chciał mąż Racewicz. Paweł Janeczek był bowiem judoką.

Wie pani, jak powiedzieć małemu chłopcu, że taty nie będzie na jego drugich urodzinach? Ja też nie wiedziałam - wyznaje w "Gali".

Dziś dziennikarka dzięki pomocy specjalistów i przyjaciół wie już, że pewne odpowiedzi nosi się w sobie. W pewnym momencie przychodzi czas, kiedy wiadomo co powiedzieć, gdy syn zadaje te najtrudniejsze pytania. Przytacza jedną z takich rozmów. Przejmującą i wymowną.

Dziś nie woła już taty w nocy. Czasem tylko na dobranoc pyta, czy możemy pójść do niego. Mówię: "Nie, syneczku". "A gdzie jest tata?" - pyta. "W niebie" - odpowiadam. Igor: "A czy możemy tam polecieć samolotem?". Ja: "Tam nie doleci żaden samolot". "A rakieta?". "Też nie". "A moja hulajnoga?". "Przykro mi, synku." "To jak tam trafimy?". "Kiedyś trafimy, ale jeszcze nie teraz".
"A czy tatuś nas widzi?" - pyta. "Widzi" - odpowiadam.
Cały czas mu powtarzam, że jest przy nas. To były słowa naszego Janosika: "Kochanie, pamiętaj, że ja zawsze jestem. Nawet kiedy mnie przez chwilę ma".

Cały wywiad w najnowszej "Gali".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.