Dziś Violettę Villas chwalić będzie niemal każdy. Bo o zmarłych nie mówi się źle. Ale gloryfikować Villas na pewno nie będzie jej syn Krzysztof Gospodarek. Jak wspominał dwa lata temu w magazynie "VIVA!", matkę poznał dopiero, gdy miał... 4 lata. Gospodarek nie widział w matce wielkiej artystki dumy narodu. Dla niego była matką, która nie poświęcała mu wiele czasu.
Gdy Violetta Villas wróciła ze Stanów Zjednoczonych, zamieszkała pod Warszawą. Jej dom krył wiele tajemnic. Jak na tamte czasy to była willa rodem z Hollywood. Przyzwyczajona do amerykańskich standardów, artystka wygody przeniosła do Polski. W jej willi mieściła się sauna, na zewnątrz był basen z podgrzewaną wodą oraz... studio nagraniowe. Dziś to standard w domach gwiazd. Kiedyś miała to tylko ona.
Violetta Villas pod koniec lat 70. występowała na deskach teatru "Syrena" w Warszawie. Legendą owiana są jej dziwaczne zachowania. Potrafiła na przykład 5 minut przed przedstawieniem zniknąć. Ówczesny dyrektor teatru szukał jej w całym budynku. Znalazł ją w barze obok teatru jak... zajadała się pierogami.
Violetta Villas to tak naprawdę Czesława Maria Cieślak. Pseudonim Violetta Villas miał kojarzyć się z luksusem a dokładnie z... pięknymi willami i lasem. Pseudonim Violetta Villas wymyślił sama artystka wraz z, uwaga, Władysławem Szpilmanem.
Violetta Villas, jak przystało na gwiazdę o karierze światowej, miała swoje zachcianki. W jednej z willi miała sypialnię, która była cała... różowa. Jak tamte czasy, gdy w Polsce nie było odpowiednich materiałów do wystroju wnętrz, taka sypialnia Villas była prawdziwym fenomenem. Różowe ściany, a nawet różowy telewizor!