W pierwszym etapie "Must be the music" Kasia Moś oczarowała jurorów i publiczność. Adam Sztaba już wtedy powiedział jej, że jest faworytką do zwycięstwa w całej edycji muzycznego show. Występ półfinałowy rozczarował jednak jurorów i ostudził ich entuzjazm.
Widzowie byli jednak odmiennego zdania. Uczestniczka awansowała do finału z największą ilością głosów w odcinku. Spytaliśmy ją, co sądzi o swoim wykonaniu i jak odnosi się do słów jurorów.
Mimo tego po ogłoszeniu wyników Kasia nie wyglądała na szczególnie zadowoloną. Chociaż może to z zaskoczenia?
Negatywne opinie składu sędziowskiego odnośnie utworu "Czerwony jak cegła" nie zmieniły ich przekonania o tym, że dziewczyna ma największą szansę na wygranie programu spośród wszystkich uczestników. Czy Kasia Moś czuje się faworytką? Czy śledzi występy swoich rywali?
O Kasi Moś zrobiło się głośno kilka lat temu, gdy niespodziewanie nikomu nieznana Bytomianka otrzymała angaż do zespołu The Pussycat Dolls. Jak sama zainteresowana wspomina pobyt w Stanach Zjednoczonych? Czy miał on wpływ na decyzję o zgłoszeniu się do "Must be the music"?
Spytaliśmy Kasię także o to, jak bardzo półfinałowy występ na żywo różnił się od wcześniejszego, który widzowie Polsatu obejrzeli z opóźnieniem.
Zastanawiało nas także, jaką przyszłość ma w planach finalistka. Czy śpiew to dla niej poważna sprawa, czy tylko niezobowiązujące hobby?
Nawet jeśli Kasia Moś nie wygra programu, na pewno nie zrezygnuje z kariery wokalnej. To się nazywa pasja!