Program "Dance, dance, dance" to zupełna nowość w polskiej telewizji. Choć początkowo chyba wszyscy myśleli, że kolejne taneczne show niczym nas nie zaskoczy, to musimy przyznać, że tam naprawdę dzieje się sporo. Ale nie chodzi tutaj nawet o taneczne umiejętności gwiazd, ale przede wszystkim o liczne konflikty, które zrodziły się w programie. W ostatnim czasie polskie media żyją głównie ostrym spięciem na linii Ewa Chodakowska, jurorka w "Dance, dance, dance", kontra Paulina Krupińska, jedna z uczestniczek.
Paulina, która dla wielu wydawała się sympatyczną, grzeczną Miss pokazała swój pazur. Ale zacznijmy od początku.
Paulina Krupińska, która w programie tańczy w duecie z Klaudią Halejcio, w jednym z odcinków została skrytykowana przez Ewę Chodakowską, która zarzuciła modelce, że w swój występ włożyła zbyt mało zaangażowania.
Krupińska natychmiast jej odpowiedziała, oczywiście nie zgadzając się z jej opinią. Ale później było jeszcze bardziej gorąco. Tuż przed emisją drugiego odcinka programu "Dance, dance, dance" opublikowała na swoim InstaStory zdjęcie, które opatrzyła wpisem:
I potem rozpętała się totalna burza. Chodakowska zarzuciła Krupińskiej manipulację, a całą sprawą już zajmują się prawnicy obu gwiazd. Jeśli panie się nie dogadają, to spotkają się w sądzie. To jednak nie wszystko. Sporo emocji wzbudził również ostatni odcinek "Dance, dance, dance", a konkretnie ostatnie wystąpienie Pauliny, gdy musiała pożegnać się z programem. Wówczas skierowała pod adresem całego jury następujące słowa:
Jan Bogacz / Jan Bogacz/TVP/East News
I w ten sposób już chwilę później na Krupińską wylał się w sieci spory hejt. Internauci zarzucili modelce, że nie potrafi z godnością przyjąć słów krytyki.
Oczywiście wśród komentujących znajdą się również i takie osoby, które uważają, że Paulina zachowała się prawidłowo. Bez względu jednak na to trzeba przyznać, że Krupińska w programie pokazała swoją drugą, nieznaną dotąd twarz. Czy więc "Dance, dance, dance" wyszedł jej na dobre? Mamy ku temu wiele wątpliwości.
Renata Kaczoruk wzięła udział w programie "Azja Express" i szybko z Renaty stała się Renulką. Powód? O wygraną walczyła naprawdę zacięcie. Do show zaprosiła Weronikę Budziło, którą poznała na krótko przed podróżą do Azji, ponieważ jej koleżanka, która początkowo miała wziąć z nią udział w programie, nabawiła się kontuzji. Efekt? Panie raczej nie dogadywały się zbyt dobrze. Konflikt między nimi narastał. Kaczoruk zachowywała się bardzo autorytatywnie i często podejmowała niewłaściwe decyzje, roszcząc sobie prawo do kierowania grupą. Nieetyczne zagrania Renaty pojawiały się w każdym odcinku, nierzadko po kilka razy. Jednak największe spięcie ówczesna dziewczyna Kuby Wojewódzkiego miała z Małgorzatą Rozenek-Majdan. Pomiędzy nimi dochodziło do naprawdę ostrych wymian zdań.
Mat. promocyjne / Plotek
Z odcinka na odcinka atmosfera robiła się coraz bardziej napięta. W pewnym momencie Renaty nie darzył sympatią już chyba żaden z uczestników. Można było odnieść wrażenie, że była modelka chce mieć rację za wszelką cenę. Jak dobrze pamiętacie, hejtu nie brakowało. Polska podzieliła się nawet na dwa "teamy". Team Renulka kontra team Małgosia.
Kilka ostrych słów, które padły pod adresem Renaty Kaczoruk, odbiły się szerokim echem w mediach.
I to właśnie tego typu teksty zrodziły konflikt na linii Małgorzata Rozenek-Majdan i Radosław Majdan kontra Renata Kaczoruk i Kuba Wojewódzki. Media przez jeszcze kilka następnych miesięcy żyły tym głośnym zgrzytem. A widzowie, którzy mieli okazję poznać Kaczoruk w "Azji Express", stanęli po stronie Majdanów. Z miłej, mało jeszcze znanej dziewczyny Kuby Wojewódzkiego Renata stała się jedną z najbardziej nielubianych polskich celebrytek.
Swoje zachowanie przez dłuższy czas tłumaczyła magią montażu. Uważała, że to, co zostało pokazane w programie "Azja Express", jest wyłącznie zasługą producentów, którzy chcieli wykreować ją na osobę po prostu zawziętą i idącą do celu po tzw. trupach. Trzeba przyznać, że to się im udało.
Po udziale w "Azji Express" Renata próbowała ratować swój wizerunek w "Tańcu z Gwiazdami". I w pewnym stopniu jej się to udało. Czy wyciągnęła lekcję? A może rzeczywiście w "Azji" poznaliśmy zupełnie inną Renatę? Choć, co do tego nie mamy pewności, to jednak wiemy, że dla Kaczoruk udział w programie nie do końca był udanym startem.
Udział w "Azji Express" nie wpłynął dobrze również i na wizerunek Antoniego Pawlickiego. Aktor, który przez lata uchodził za szarmanckiego aktora, szybko zyskał miano "drugiej Renulki". Powód jest oczywisty. Także walka o wygraną za wszelką cenę, co niestety nie wygląda dobrze w telewizji, o przekonał się on sam, a także jego kolega Paweł Ławrynowicz.
TVN/Piotr Filutowski
Co jednak najciekawsze, Pawlicki nie ukrywał, że przyszedł do programu w celu wygranej. Ale czarnym bohaterem edycji stał się również ze względu na kilka, zdaniem co niektórych, homofobicznych tekstów.
To właśnie konflikt Pawlickiego z Pirógiem budził wówczas najwięcej emocji. A były ku temu podstawy, bo Antoni lubił sobie "zażartować".
Dodajmy także, że Pawlicki oraz Ławrynowicz wygrali "Azję Express", ale ich zwycięstwo nie spotkało się z pozytywnym odbiorem widzów. W sieci nie brakowało komentarzy, że tym razem wygrała "nieczysta rywalizacja".
Co równie istotne, Antoni Pawlicki po powrocie do Polski zrezygnował z udziału programie "Azja Express - domówka", czyli w internetowym show, w którym uczestnicy wspólnie oglądali odcinki, komentując je. Dlaczego aktor nie chciał w tym uczestniczyć? W rozmowie z Łukaszem Jakóbiakiem wyjaśnił, że chodziło o kiepską atmosferę.
On, podobnie jak Renata Kaczoruk, również tłumaczył, że został tak negatywnie pokazywany w programie głównie przez montaż. Czy więc poczuł się skrzywdzony przez produkcję?
No cóż, o tym, że Pawlicki nie cieszył się sympatią widzów najbardziej świadczą komentarze tuż po jego wygranej, o których wspominaliśmy już powyżej. Czy więc udział w show wyszedł mu na dobre? Na pewno pokazał go od zupełnie innej strony. Czy lepszej? Raczej nie.
Tym razem nie "Azja Express", ale "Ameryka Express". Ten program naprawdę jest w stanie ujawnić prawdziwą twarz celebryty. Tak właśnie było w przypadku Filipa Chajzera, który wziął udział w ostatniej edycji show i do wyścigu wyruszył wraz ze swoim ojcem, Zygmuntem Chajzerem.
Dziennikarz od lat kojarzony jest ze swoją działalnością charytatywną, co oczywiście bardzo mocno cenimy, tym razem wywołał jednak wśród części widzów niemałe rozczarowanie. A poszło o jedno zadanie, w którym uczestnicy musieli pocałować napotkane, kompletnie nieznane im kobiety. Filip robił to niezwykle ochoczo, zdaniem niektórych zmuszając nawet je do zbliżenia.
screen TVN
Na dziennikarza spadła ogromna fala krytyki, bo zgodnie z polskim prawem, takie zachowanie jest uznawane za przestępstwo. Po emisji odcinka w sieci zawrzało. Widzowie krótko podsumowali to, co zobaczyli na ekranie: molestowanie seksualne. To wówczas do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji skierowano sześć skarg.
TVN przeprosił widzów na Facebooku, a odcinek z tym kontrowersyjnym zadaniem zniknął z sieci. Mimo to w mediach społecznościowych rozpętała się prawdziwa burza. Najbardziej dostało się Filipowi i dlatego dziennikarz znalazł się w tym zestawieniu.
Choć od emisji programu minęło już kilka miesięcy, to całkiem niedawno Fundacja Feminoteka oraz Fundacja przeciwko Kulturze Gwałtu im. Margarete Hodgkinson złożyły w tej sprawie zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Filipa Chajzera, Tomasza Karolaka oraz Jakuba Urbańskiego. Pozew trafił już do prokuratury.
Jak widać, jeden program może naprawdę sporo namieszać. Kto by się spodziewał, że pod adresem Filipa, który w polskim show-biznesie uchodzi za przykład idealnego mężczyzny, zostaną wytoczone tak ciężkie działa. Jak on sam komentował to całe zajście?
I tak oto mamy kolejny przykład osoby, której udział w programie bardziej zaszkodził niż pomógł.
Tym razem nie uczestnik, a juror. Gdy Grzegorz Hyży dołączył do "The Voice od Poland", niespodziewanie otrzymał łatkę najbardziej surowego jurora. Z pewnością wielu z Was mogło się wydawać, że Grzegorz, który sam niegdyś wziął udział w podobnym muzycznym show, będzie dla uczestników bardzo wyrozumiały. Tak się jednak nie stało. Najwięcej emocji wzbudził odcinek, w którym Hyży podczas bitew wyrzucił aż dwie uczestniczki. Co było kompletnie niezrozumiałym zachowaniem, gdyż obowiązkiem jurora jest na tym etapie wybranie jednej z dwóch osób. Grzegorz postanowił jednak złamać regulamin.
Jeszcze nigdy wcześniej w historii tego programu nie doszło do takiej sytuacji. Powiedzieć, że widzowie byli oburzeni zachowaniem Grzegorza, to nadal za mało. W mediach społecznościowych zawrzało.
Jan Bogacz TVP Jan Bogacz TVP/Facebook/The Voice of Poland
A to naprawdę tylko niewielka część z masy niepochlebnych komentarzy. Hejt na Grzegorza sprawił, że w pewnym momencie w jego obronie stanęła Agnieszka Hyży, czyli żona.
Hyży przez dłuższy czas cieszył się ogromną rzeszą fanów, lecz tamto zdarzenie sprawiło, że jego wizerunek delikatnie został nadszarpnięty i dziś naprawdę wiele osób ma do niego już zupełnie inne podejście.
I powracamy do "Ameryki Express". W przypadku Aleksandry Domańskiej zdania, co do tego, czy bardziej sobie zaszkodziła, czy może wręcz odwrotnie, są naprawdę podzielone. Ale zacznijmy od tego, że Ola w parze ze swoim bratem Dawidem, program ten wygrała. I stało się to nawet ku zaskoczeniu jej samej. Domańska bowiem co odcinek chciała żegnać się z programem. Jej domeną stało się marudzenie, które jednych widzów wprawiało już w rozgoryczenie, drugich bardzo bawiło. Ale nietrudno było w mediach społecznościowych znaleźć pod adresem Oli gorzkich słów. Internauci wręcz prosili ją, by w końcu odpadła, jeśli ona sama tego tak bardzo pragnie. Łzy pojawiały się w każdym odcinku, a swoją siostrę próbował pocieszać Dawid, który natomiast stał się ulubieńcem widzów.
W pewnym momencie Aleksandra Domańska nie wytrzymała i na swoim Instagramie odniosła się do nieprzychylnych komentarzy. Przede wszystkim wyznała, że marudą nie jest, a to jak została przedstawiona w show, to wynik montażu.
Aktorka dodała również, że nie pozwoli na to, by ją szufladkować.
Tak jak wspomnieliśmy, tutaj zdania były podzielone, ale na tę chwilę nadal nie brakuje osób, którym zachowanie Domańskiej nie spodobało się wówczas do tego stopnia, że do teraz nie darzą jej sympatią.
W przypadku Justyny Żyły jeszcze wiele może się wydarzyć, ale coś nam się wydaje, że powoli już możemy zaliczyć ją do grona celebrytów, którym udział w programie zbytnio nie pomógł, jak to z pewnością początkowo było w planach. Żyła bowiem dołączyła do grona uczestników najnowszej edycji programu "Taniec z Gwiazdami" i ta decyzja nie do końca została chyba przez nią przemyślana.
Choć Justyna dotarła już do 4. odcinka programu, to każdy jej występ zbiera niezliczoną liczbę krytycznych ocen. Głównie dostaje jej się od jury, w szczególności Ivony Pavlović, ale sporo hejtu dotyka ją także w sieci. Justyna nie od dziś musi się z takimi komentarzami mierzyć, gdyż jak wiadomo wdarła się do polskiego show-biznesu ze względu na publiczne pranie brudów, gdy rozwodziła się ze swoim mężem, Piotrem Żyłą. Mimo to w sieci naprawdę jest gorąco. Internauci nie potrafią zrozumieć, dlaczego osoba, która tak strasznie kaleczy taniec, przechodzi do kolejnego etapu. Widzowie spekulują nawet, że program został ustawiony tylko dlatego, że występy Justyny cieszą się wysoką oglądalnością, bo wszyscy dobrze wiedzą, że jej taniec zostanie ostro skrytykowany.
Justyna podczas trwania odcinków na żywo jest osobą bardzo cichą, jakby troszkę skrępowaną i chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co wokół niej się dzieje. I być może właśnie dlatego coś w kwestii hejtu ulegnie jeszcze zmianie, bo sama Żyła teoretycznie pcha się do telewizji na własne życzenie, ale krzywdy tam jeszcze nikomu nie zrobiła.
Wyświetl ten post na Instagramie.