Beata Śniechowska wygrała "MasterChefa". 28-latkę pamiętamy z nieprzyjemnej wymiany zdań z mamą

Tym razem obyło się bez wpadki - w końcu przy pierwszej odsłonie show na oficjalnej stronie programu, na kilka godzin przed finałem umieszczono informację o zwyciężczyni. Teraz musieliśmy wytrwać do końca. Druga edycja programu i po raz drugi triumfuje kobieta. Po Basi Ritz tytuł "MasterChefa" zdobyła Beata Śniechowska.
Beata Śniechowska. Beata Śniechowska. TVN/ x-news

Zwyciężczyni

Pokonała 13 konkurentów i zdobyła czek na 100 tysięcy złotych oraz kontrakt na autorską książkę kucharską. W ścisłym pojedynku o zwycięstwo walczyły 3 kobiety: Beata Śniechowska, Diana Volokhova i Maria Ożga. To był "babski finał" - konkretnie określiła to w poprzednim odcinku Maria Ożga.

100 tysięcy złotych, kontrakt na wydanie własnej książki kucharskiej, tytuł MasterChefa zdobywa... Beata - uroczyście ogłosiła Magda Gessler.
Jestem MasterChefem - mogę to powiedzieć z pełną świadomością, z pełną radością. To niesamowite. To jest na razie początek, nowa przygoda, wszystko przede mną. Świat kuchni się otwiera - powiedziała szczęśliwa i oszołomiona laureatka programu.

Decyzja jury pokryła się z głosami czytelników portalu Plotek.pl, którzy również obstawiali zwycięstwo Beaty Śniechowskiej.

Beata ŚniechowskaScreen Plotek.pl

MasterChef, Beata Śniechowska. MasterChef, Beata Śniechowska. X-news

Miejsce 1: Beata Śniechowska

Występ Beaty Śniechowskiej w finale był iście koncertowy.

Gotuję z całym sercem, pasją i daję całą siebie, gotuję na najwyższym poziomie i mam nadzieję, że rodzice zobaczą to i będą dumni - mówiła do kamery Beata Śniechowska.

Początek jednak nie zapowiadał się optymistycznie. Pierwsza konkurencja i Śniechowską zjadają nerwy.

Trochę się pogubiłam na początku, zmieniłam koncepcję z masłem rakowym, nie wiem, jak to dalej pójdzie. Jestem absolutnie w d*pie.

Jury niekoniecznie się z tym zgodziło, choć nie było też do końca łaskawe. Kolejne danie i znowu małe potknięcie - przepiórka w gnieździe warzywnym z jajkiem mollet (ugotowanym na półtwardo) nie do końca przypadła jurorom do smaku.

Wygląda to zjawiskowo - przyznała Magda Gessler. - Trochę przeciągnięta przepiórka. Szkoda z tym stopniem wysmażenia, ale sos jest pyszny - oceniła na koniec.

Michel Moran nie był zadowolony ani z przepiórki, ani z jajka.

Jajko mollet twarde, mięso sama widziałaś, kiedy kroiłem ją. Może uratuje cię sos. Tylko, że może - Michel Moran nie dawał jej większych nadziei.
To danie potrzebuje jeszcze pewnych ulepszeń - powiedziała krótko Anna Starmach.

Potem się rozkręciła. Przygotowała gołąbki z botwinki z sosem chrzanowym i carpaccio z kaczki. Zapowiadało się rewelacyjnie pod warunkiem, że Beata wyrobi się z czasem, czego jednak jurorzy jej nie wróżyli... a jednak. Carpaccio okazało się być strzałem w dziesiątkę.

Brawo, jesteś nieprawdopodobnie pomysłowa, kasza daje tak czadu z kaczką, że prawie się pobrały - zachwyciła się Gessler.
To najlepsze danie, jakie zrobiłaś w tym programie, to jest wyśmienite - Anna Starmach również była pod wrażeniem.
Brawo - tylko tyle powiedział Moran. - Jest niesamowite. Dziękuję.

Beatę Śniechowską mogliśmy zapamiętać z małej "afery", którą przez pewien czas żył internet. Mama uczestniczki, nie będąc zadowolona z reprezentowanego przez nią poziomu, publicznie skrytykowała ją, na co ta zareagowała płaczem. Wprawdzie sama uczestniczka czuła, że danie jej nie wyszło, ale nie spodziewała się takiej reakcji ze strony własnej matki.

Wydaje mi się, że to nie był poziom "MasterChefa" dzisiaj - mówiła wtedy.
I przepraszam, nie na moim poziomie. To lepiej wychodzi w domu, jak to zrobię - powiedziała wtedy na wizji mama Śniechowskiej.

Pomimo tego Beata Śniechowska dotarła do ścisłego finału i wygrała. Ma 28 lat i jest wrocławianką. Robi doktorat w Instytucie Klimatyzacji i Ogrzewnictwa na Politechnice Wrocławskiej. Wystartowała w "MasterChefie", żeby spełnić swoje marzenia: mieć własną restaurację oraz unowocześnić przepisy kuchni staropolskiej z książki kucharskiej swojej prababci.

Maria Ożga. Maria Ożga. TVN/ x-news

Miejsce 2: Maria Ożga

Dotarcie aż do finału, było zaskoczeniem samej Marii Ożgi.

Mąż mi mówi: jesteś w finale, coś ty narobiła? Ale ja jestem szczęśliwa. Czuję, że żyję. Może powiem po szachowemu: w tej grze nie byłam figurą, najwyżej małym pionkiem. Ale czasami pionek potrafi dać mata królowi - powiedziała.

Pierwsze zadanie - przygotowanie medalionu z sandacza z rybnym puddingiem i sosem rakowym - okazało się dla niej trudnym wyzwaniem, nie poradziła sobie z farszem. Był surowy, powinien na 20 minut trafić do piekarnika, a został tylko kwadrans. W dodatku użyła całego jajka, a powinna tylko żółtka. Od białka farsz twardnieje. Mimo to usiłowała zaklinać rzeczywistość.

Daj panie Boże, żeby mnie przepuścili. Kuchnia polska, którą gotuję na co dzień, nie może być, żebym sobie nie poradziła.
Masło rakowe było spalone tak samo, jak spaliłaś raki - brzmiał werdykt Gessler.

Pomimo ewidentnych niedoskonałości jej prezentacji, przeszła do ostatecznej rozgrywki. Zadanie, jakie jurorzy postawili przed Marią i Beatą, to stworzenie nowoczesnego, lekkiego dania bazującego na polskich smakach. Maria zdecydowała się na roladę z suma i nogę kaczki z puree z kalafiora i sosem wiśniowym. Jury szczególnie intryguje noga z kaczki.

Jak to będzie dobre, to ja się wreszcie czegoś nauczę - przyznaje Magda Gessler.

Jak brzmiał werdykt?

Prezentacja jest piękna, lekka i bardzo nowoczesna. To jest bardzo świeże, bardzo nowoczesne, bardzo polskie pod warunkiem, że u nas wyrosły oliwki na drzewach - wyrokuje Gessler podaną na przystawkę roladę z suma.

Michel Moran zauważył zbyt surowy szpinak, którego nie dało się jeść, ale Anna Starmach była zachwycona.

Droga Mario, to jest pyszne. Świeże, aromatyczne, ryba jest idealnie upieczona. Można się czepiać szczegółów, ale smak jest doskonały.

Czas na ocenę dania głównego, czyli pieczonego kaczego udka z sosem czereśniowym, musem kalafiorowym i bobem.

Jest to niezwykłe połączenie wyjątkowe, jeśli chodzi o kreację. Problemem jest to, co przewidywałam: kaczka potrzebuje czasu, albo podajemy ją różową, ale to nie ta część i nie ta kaczka - oceniła Gessler.

Anna Starmach była bardziej przychylna.

Zawsze wiedziałam, że jestem dzieckiem szczęścia, mój kawałek kaczki był bardzo miękki. Uważam też, że dla smaku sosu warto było poplamić fartuch - wskazała z uśmiechem na ubrudzony fartuch Marii.

Danie, w założeniu perfekcyjne, miało zatem swoje mankamenty. Maria źle obliczyła czas, którego jej po prostu nie wystarczyło i kaczka była niedopieczona. Takich błędów nie powinno się popełniać w finale "MasterChefa".

Maria Ożga jest weteranką "MasterChefa". Próbowała swoich sił w poprzedniej edycji programu, jednak śląski żurek, jaki wtedy zaserwowała jurorom, nie dał jej upragnionego fartucha. Chociaż świetnie gotuje i wiele razy potrafiła zdobyć uznanie członków jury, to przez eksperymenty zdarzało się, że jej dalszy udział w programie wisiał na włosku.

Czuję, że ten fartuch jest warunkowy - powiedziała w jednym z odcinków, kiedy poszła na całość i zaserwowała... roladę z krokodyla (zob.: Kto leciał na Gessler, a kto podał roladę z krokodyla? Pierwszy odcinek "MasterChefa" za nami!).

Maria Ożga ma 37 lat i jest mieszkanką Tarnowskich Gór. Chociaż z zawodu jest księgową, to jej prawdziwą pasją, którą zaraził ją ojciec, jest gotowanie. Jej marzeniem jest otworzyć własną restaurację, w której podawałaby swoją specjalność: małże św. Jakuba.

Diana Volokhova. Diana Volokhova. TVN/ x-news

Miejsce 3: Diana Volokhova

Diana Volokhova nie wytrzymała napięcia. Kompletnie się pogubiła. Z całej trójki wykazała najmniejszą odporność psychiczną i prawdopodobnie to był powód, dla którego była pierwszą, która opuściła ścisłą trójkę finalistek. Ryba, którą przyrządziła, była niedopieczona.

Diana, stres powoduje, że robimy głupie rzeczy, zapomniałaś, że ryba powinna być upieczona - powiedziała jej Anna Starmach.
Ja? Nie upiekłam ryby? - mówiła potem jakby z niedowierzaniem, że popełniła tak oczywisty błąd.

To nie był błąd, który miała prawo popełnić w ścisłym finale. Jurorzy jej tego nie wybaczyli. Potrafili jednak docenić bezprzykładne poświęcenie, z jakim do końca walczyła o fartuch mistrza kuchni.

Dziękujemy Diana. Tyle dobrych rzeczy spróbowaliśmy. Zatrzymaj ten fartuch, nie oddawaj go dzisiaj - powiedział Michel Moran w uznaniu jej talentu i zaangażowania.

Diana to rodowita Ormianka. Z jej przyjazdem do Polski wiąże się romantyczna historia:

Poznałam go na lotnisku w Moskwie, gdy w sprawach służbowych wybierałam się do Chin. Pracowałam wtedy w branży tekstylnej. On też w związku ze swoją pracą leciał do Chin. Miał przesiadkę właśnie w Moskwie. Wspólnie czekaliśmy na samolot, którym potem razem lecieliśmy. Przez kilka godzin rozmawialiśmy więc, czekając na lot, a potem przez kolejne dziewięć godzin lecąc do Chin - opowiadała Volokhova portalowi Dziennikbaltycki.pl historię poznania swojego ukochanego.

Diana Volokhova ma 30 lat i obecnie mieszka w Gdyni. Marzy jej się własna cukiernia z wypiekami z całego świata. Jej pasją jest tradycyjna kuchnia ormiańska zwłaszcza, jeżeli może dodać do potrawy bakłażana.

Więcej o:
Copyright © Agora SA