"Tata był katolikiem, a mama protestantką, to ja musiałam zostać buddystką". Uciekła od sławy i bankietów. Braunek prywatnie

Małgorzata Braunek prywatnie.

23 czerwca w wieku 67 lat odeszła Małgorzata Braunek. Dla wielu Polaków na zawsze zostanie Oleńką z "Potopu" czy Izabelą Łęcką z "Lalki", jednak aktorka była też, a właściwie przede wszystkim, matką, żoną, buddystką i wegetarianką. Poznaj ją prywatnie.

- Zgasł jeden z najpiękniejszych polskich uśmiechów. Nikt już nie będzie się uśmiechał tak, jak ona. (...) Żal, po prostu żal - powiedział w dniu śmierci Małgorzaty Braunek Jan Nowicki w TVN 24.  Aktorka pięknym uśmiechem szczodrze obdarowywała otoczenie. Uśmiech był jej pomysłem na życie. Zainicjowała nawet akcję "Dzień dobry, uśmiechnij się".

Zainspirował mnie swoim uśmiechem Dalajlama - mówiła w Wyborcza .pl - (...) doszedł do wniosku, że lepiej zastąpić gorszy nawyk lepszym. A według niego lepszym nawykiem jest uśmiech. Chcemy (...)  zacząć od prostej rzeczy: jeżeli spotkam na swojej drodze drugiego człowieka, to mogę obdarzyć go uśmiechem i powiedzieć "dzień dobry".

Imię Dalajlamy nie raz pojawiało się w wypowiedziach Braunek. Aktorka w latach 70. przeszła na buddyzm. Była nauczycielką filozofii zen i zwierzchniczką Związku Buddyjskiego "Kanzeon". Wspierała ruch na rzecz praw człowieka w Chinach. Od 30 lat była też wegetarianką.

Propaguję zen życiowy, to znaczy taki, który nie odcina się od rzeczywistości, w jakiej żyjemy. Nie mieszkam w klasztorze i nie jestem mnichem buddyjskim, który z założenia odrzuca dobra doczesne - mówiła w wywiadzie z magazyntrendy.pl. - Miałam 29 lat, kiedy zaczęłam praktykować zen, ale nigdy nie jest na to za późno. Są osoby w bardzo zaawansowanym wieku, które decydują się zerwać z dotychczasowym życiem i zaczynają żyć zgodnie z tą filozofią. Dostrzegam zresztą ostatnio większe zainteresowanie zen jako możliwością osobistego rozwoju.

Braunek dawała świadectwo tego w co wierzyła, w jej domu medytacja była i jest codziennością.

Mój wnuk zaczął ze mną medytować, kiedy byliśmy na wakacjach w Dębkach. Potrafi 15-20 minut siedzieć całkowicie bez ruchu - opowiadała w "Gali" o swoim wówczas 7-letnim wnuku Braunek. - Bardzo prosto [wytłumaczyła mu, co ma robić - przyp. red. ] - że chodzi o to, by się nie ruszać i być totalnie bezmyślnym i spokojnym. Kiedyś go zapytałam: "Kiedy tak siedzisz, to myślisz o czymś?", a on: "No pewnie, że nie myślę, a o czym mam myśleć". Umysł dziecka, a ja do tego dochodziłam latami. Jeszcze nie miał siedmiu lat, jak mi powiedział: "Babciu, jak już będę dorosły i skończę siedem lat, to do was przystąpię

Małgorzata BraunekMałgorzata Braunek Fot. East News Fot. East News

Braunek urodziła się 30 stycznia 1947 w Szamotułach, w rodzinie ewangelickiej. Jej matka była, jak sama mówiła, "walczącą protestantką", która jako młoda dziewczyna zakochała się w katoliku. Przez 11 lat dążyła do ślubu w kościele ewangelickim. Kością niezgody była też kwestia wiary, w jakiej zostaną wychowane przyszłe dzieci. Wtedy pojawił się inny mężczyzna, szaleńczo zakochany w matce Braunek, który mówił: "Nie ma znaczenia gdzie, byle był ślub!".

Między moimi rodzicami była nawet umowa, że jeśli urodzi się chłopiec, to - po ojcu - zostanie katolikiem, jeśli dziewczynka, to protestantką, po mamie. Ja z kolei żartuję, że skoro tata był katolikiem, a mama protestantką, to ja musiałam zostać buddystką - mówiła w wywiadzie dla Poradnikzdrowie.pl

Braunek sama miała trzech mężów: Janusza Guttnera, Andrzeja Żuławskiego i Andrzeja Krajewskiego, z którym spędziła 39 lat życia.

37 lat temu, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, poczułam, że tylko u jego boku odnajdę prawdziwe szczęście. Nie myliłam się... Miałam świadomość, że ta miłość będzie wymagała poświęceń, bo oboje nie byliśmy wtedy wolni, ale zaryzykowaliśmy i dziś, po latach, wiemy, że było warto - opowiadała w rozmowie ze Swiatseriali.pl w 2012 roku. - Był niezwykle barwną postacią, hipisem, obieżyświatem, a jego opowieści o dalekich podróżach brzmiały jak baśnie z tysiąca i jednej nocy.

Małgorzata Braunek i jej mąż Małgorzata Braunek i jej mąż  Kapif Kapif

To była miłość od pierwszego wejrzenia. Ona pokochała go od razu za to, że był tak egzotyczną postacią i że dla niego ona nie była Oleńką z "Potopu". On, który na stałe mieszkał w Szwecji, dostrzegł w niej przede wszystkim wrażliwą i piękną dziewczynę. Razem wyjechali w długą podroż do Azji. Wtedy to odkryła buddyzm i filozofię Wschodu.

Ślubu brać nie chcieli, zmusiła ich jednak do tego rzeczywistość. Krajewski, jako obywatel Szwecji, musiał co trzy miesiące wyjeżdżać z Polski i wracać do kraju, ze względu na obowiązujące prawo stanu wojennego. Ślub rozwiązywał problem pary. Pobrali się w drodze powrotnej z podróży do Indii.

Nie musiał już mnie zostawiać - mówiła z uśmiechem Braunek w tym samym wywiadzie.

nie musiał już mnie zostawiać

Czytaj więcej na http://www.swiatseriali.pl/seriale/zycie-nad-rozlewiskiem-376/news-maz-jest-mezczyzna-i-miloscia-jej-zycia,nId,631595#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

nie musiał już mnie zostawiać

Czytaj więcej na http://www.swiatseriali.pl/seriale/zycie-nad-rozlewiskiem-376/news-maz-jest-mezczyzna-i-miloscia-jej-zycia,nId,631595#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

WBF

Dzięki podróży do Azji z Krajewskim Braunek przewartościowała swoje życie. Zrezygnowała z aktorstwa, uciekła od zgiełku sławy, bankietów, pracy.

W pewnym momencie mojego życia poczułam się totalnie zdesperowana, jakbym stanęła pod ścianą. Pomyślałam wówczas, że nie ma dla mnie innego rozwiązania niż jakaś radykalna zmiana, taka o 180 stopni. Zrozumiałam, że stuprocentowa identyfikacja z zawodem zaczyna mieć na mnie zły wpływ. W przerwach między kolejnymi rolami czułam w sobie beznadziejną pustkę. Często tak się dzieje, że dochodzimy do punktu zwrotnego. Wtedy zmiany są konieczne, żeby w ogóle móc ruszyć z miejsca, wyrwać się z odrętwienia - mówiła dla  Magazyntrendy.pl.

Gdy zrobiła sobie przerwę w karierze, w pełni oddała się życiu duchowemu i rodzinie. Jak 40-latka urodziła córkę - Orinę.

Chcieliśmy, żebyś jak najmniej na tym cierpiała i wszędzie byłaś z nami, co też nie było dla ciebie superfajne (śmiech) - mówiła Braunek do córki w ich pierwszym wspólnym wywiadzie dla "Gali".
Jak byłam dzieckiem, to mi to przeszkadzało. Oboje rodzice byli zawsze tak dookoła mnie. Ty już nie grałaś, dużo czasu spędzałaś ze mną. Czasami za dużo, jak na mój gust (...). Jak miałam 13-14 lat, przechodziłam totalny bunt. Pamiętam, że wracałam do domu, a mama i tata stale w nim byli. Nie tak, jak u moich koleżanek. Strasznie chciałam się ubierać po swojemu, a ty kładłaś mi na krześle bluzę z misiem - dodała Orina Krajewska.

Xawery Żuławski i Maria StrzeleckaXawery Żuławski i Maria Strzelecka WBF WBF

Owocem związku z poprzednim mężem Andrzejem Żuławskim jest syn Xawery . Orina jest drugim dzieckiem Braunek.

Chcieliśmy, żeby imię było drogowskazem na życie. Stąd takie bardzo oryginalne, bo przecież trudno by ją było nazywać po polsku Oświeconą Miłością - mówiła Braunek w tym samym wywiadzie.
Zawsze bolał mnie brzuch, gdy sprawdzali listę obecności. Do dzisiaj ciągle muszę się tłumaczyć, skąd takie imię. Teraz mówię, że rodzice byli hippisami - tłumaczyła Orina Krajewska.

Orina stawia pierwsze kroki jako aktorka. Zadebiutowała u boku mamy w serialu "Dom nad rozlewiskiem". Xawery Żuławski natomiast jest uznanym reżyserem.

WBF

Poza dziećmi, wnukami i mężem, bardzo ważną rolę, szczególnie w ostatnich latach, odegrała matka Braunek. Ona również zachorowała na raka. Aktorka razem z mężem przez rok mieszkała i opiekowała się nią do ostatnich chwil.

Przygotowałam się na nadchodzącą śmierć - mówiła Braunek dla Wyborcza.pl . - Praktykując zen, buddyzm, mam świadomość nietrwałości wszystkich zjawisk, bezwzględnie wszystkich .(...) Śmierć jest końcem, ale i początkiem, życie jest wieczne, tylko zmienia swoje formy, które są nietrwałe. Więc jestem otwarta na śmierć.  Byłam wolontariuszką w hospicjum, odchodzili moi przyjaciele, czułam, że śmierć jest obecna bardzo w moim życiu. Nie odrzucałam jej, akceptowałam ją. Czułam, że mogę z nią być, że mogę być przy ludziach odchodzących. Miałam potrzebę pracować w hospicjum, pacjenci mnie potrzebowali. To była taka wymiana energii. (...) Jeśli tylko pozbędziemy się lęku i na chwilę otworzymy na to, co nam życie przynosi, a między innymi przynosi nam także śmierć, to gwarantuję, że nawet jeżeli to będzie bardzo, bardzo bolesne doświadczenie, to równocześnie da nam wiarę i poczucie, że wszystko ma sens, bardzo głęboki sens. To bardzo ważne, żeby tego doświadczyć. Bez sensu nie da się żyć.

<< ZOBACZ WYJĄTKOWE ZDJĘCIA MAŁGORZATY BRAUNEK >>

karo

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.