Kopiowanie to obciach? Nie w Polsce. Plagiatowanie ma się świetnie i kosztuje tyle, co światowa nówka

Kim jest projektant w Polsce? Upinaczem. Rzadko krawcem. Zamiast tworzyć swoje pomysły, woli korzystać z cudzych. Kopiowaniem umacnia swoją pozycję na czerwonych dywanach.

Nie jest powszechną wiedzą, że większość z topowych projektantów mody w Polsce nie potrafi zrobić podstawowego wykroju. Oni tylko rysują, ewentualnie dają zlecenia, a szyją krawcowe. Joanna Przetakiewicz mówiła o tym wprost w programie "Azja Express": ona nie jest krawcową, tylko dyrektor kreatywną, zatem nie musi umieć szyć czy obsługiwać maszyny. Jej zadaniem jest wyglądać, nosić kreacje i sygnować wszystko twarzą i nazwiskiem. Może dlatego, gdyby nie kapitał finansowy włożony w jej markę, nikt by o niej nie słyszał. Tak samo jest z Victorią Beckham, chociaż ona w biurze jest codziennie i dogląda wszystkiego łącznie z doborem tkanin i nowych metek. I stara się być unikatowa, bo wie, że odszywanie i kopiowanie w modzie to harakiri.

Kopiowanie na salonach - jak to wygląda? 

W Polsce piractwo modne jest od lat. Kto nie kupił płyty albo gry na targu u "Ruskich", ręka do góry. Kto nie ściągnął piosenki albo filmu z nielegalnego źródła, niech pierwszy rzuci kamieniem. Ano właśnie. Zaczęło się od piractwa w domowym zaciszu, a potem przeniosło się ono na salony. I dzisiaj kopiuje się wszystko - angielskie zwroty, które nagle nabierają polskiego znaczenia, tradycje jak halloween czy walentynki, a na końcu ubrania i kreacje. Może dlatego AliExpress cieszy się w naszym kraju takim powodzeniem? Co dwie chińskie rączki, to nie jedna polska. A polskie wcale nie są mniej zdolne, a powiedziałbym, że nawet sprawniejsze. I pozycjonują się wysoko w wyszukiwarkach rodzimych celebrytów. Szczególnie te, które bardziej lub mniej umiejętnie światowe marki po prostu odszywają. Oto nasz rodzimy Designer Express.  

Nie owijajmy w bawełnę - chociaż może powinienem powiedzieć w jedwab, satynę, tiul, welur, bo nie wiadomo z czego te polskie projekty, że kosztują miliony monet - w Polsce plagiatowanie ma się świetnie i kosztuje tyle, co światowa nówka. Cenowo to naprawdę szczyt Rysów. Zrozumiałbym jeszcze, gdyby te kreacje konstrukcją nie przypominały namiotu po górskiej lawinie śnieżnej. Niestety, widać w nich wszystkie mankamenty, a także i brak fachu w rękach kopiujących.

Anna Dereszowska, Toni GarrnAnna Dereszowska, Toni Garrn Instagram.com/dereszowska, EastNews

Jest taka projektantka aka krawcowa gwiazd - Viola Piekut, chociaż z racji wykonywanych zbrodni nazywam ją pieszczotliwie Violą Kopiut. Ona co sezon ubiera pierwszo- i drugoligowe gwiazdy na wyjścia. Jakiś czas temu Anna Dereszowska na czerwonym dywanie była ubrana w "projekt" Kopiut, łudząco przypominający kreację couture Ulyany Sergeenko. Wcześniej przyłapano na promowaniu kopii Cichopek, Jabłczyńską, Glinkę, Wesołowską, Grzeszczak i całą plejadę innych artystek. Nie wiedziały? Czy nie czytają gazet ani portali plotkarskich? Czy nasze rodzime gwiazdy świadomie wspierają plagiaty? Bo nie wierzę w to, że nie wiedzą, że w tym ogromnym polskim show-biznesie jest taka wodzirejka czy wodzirej z igłą i nitką, którzy odszywają cudze wizje. O ile szyć w ogóle potrafią, wszak dzisiaj robotę wykonują krawcowe. "Projektanci" wizję upinają na manekinach albo na modelkach pięć minut przed pokazem - czary mary i gotowe! To zaskakujące, że wciąż decydują się zakładać kreacje inspirowane cudzymi pomysłami w czasach Facebooka i tylu negatywnych komentarzy nie tylko dziennikarek czy stylistek takich jak Karolina Korwin-Piotrowska czy Dorota Wróblewska, ale również świadomych czytelników, którzy natychmiast z lubością wyłapują wszystkie wpadki. Co najbardziej mnie frapuje: czy oni za to płacą? Czy to umowa w barterze - ja z Ciebie zrobię, powiedzmy, Aguilerę, a Ty zapłacisz mi w tagach?

O tej wpadce było w polskim show-biznesie naprawdę głośno. Agnieszka Jastrzębska pojawiła się w idealnej wręcz kopii sukni Gwyneth Paltrow (projekt Toma Forda). Suknię dziennikarki uszyła natomiast polska 'projektantka gwiazd' Viola Piekut.O tej wpadce było w polskim show-biznesie naprawdę głośno. Agnieszka Jastrzębska pojawiła się w idealnej wręcz kopii sukni Gwyneth Paltrow (projekt Toma Forda). Suknię dziennikarki uszyła natomiast polska "projektantka gwiazd" Viola Piekut. Kapif/EastNews

Jak wygląda rozmowa o takiej współpracy? To wizja "odszywacza", czy raczej odwrotnie? Przychodzi na przykład dziennikarka zamknięta na co dzień w wiecznej sukienkowej bezie, ze zdjęciem aktorki w kreacji Toma Forda i co mówi? "Kochana, patrz jakiego ona ma stajla, super, weź no, skopiuj, wklej w moją ramę, w moją formę do wypiekania bezowego keksa"? I wynajęty "projektant" szpachluje foremkę, pomysł instant z gazety zalewa wrzątkiem w temperaturze "kopiuj/wklej", a do tego wszywa swoją metkę? Metka domu ksero? Jak taki ktoś ma czelność nazywać się projektantem? I od kiedy promowanie takiego procederu jest cool?

Od kilku dni wszyscy dyskutują o kreacji, jaką na Balu Dziennikarzy miała na sobie Małgorzata Rozenek-Majdan. Aż dziwne, że Perfekcyjna Pani Domu założyła na siebie tak nieperfekcyjną kopię cudzego projektu. Gdyby tylko istniał test białej rękawiczki wychwytujący podróbki... Chciała wyglądać jak Ciara w kreacji couture Stephana Rollanda, a wyszła siara. Zaorana porankiem kołdra upięta w pasie. Małgorzata prezentowała się całkiem nieźle - bo trzeba jej przyznać, że ciało ma obłędne i obroni się nawet w worku po ziemniakach. Tyle, że co to za sztuka mieć na sobie kopię cudzego projektu? Namiot wykonał Robert Czerwik, nieudolnie kopiując prawdziwe haute couture. Zapowiadał coś zjawiskowego na swoim Facebooku, a wyszła nieforemna pierzyna.

Małgorzata Rozenek, Ciara w 2016 rokuMałgorzata Rozenek, Ciara w 2016 roku WBF / EAST NEWS

Przypadek Versace 

Kiedyś była taka afera z młodszą linią włoskiej marki Versace - Versus Versace. Kiedy z powrotem wchodzili na rynek w 2015, po bankructwie parę lat wcześniej, szukali nowego logo. W logo Versace znajduje się Meduza. Pomyśleli zatem, że Versus mógłby ozdobić lew. Tyle, że zamiast stworzyć własny projekt weszli w Internet i "pożyczyli” nie tylko logo, ale i cale wzornictwo od mało znanej londyńskiej marki No Fixed Abode. Dyrektorem kreatywnym obok Donatelli był wtedy Anthony Vaccarello, przyjaciel Anji Rubik. I tak kradzione pomysły ujrzały światło dzienne, a sprzedawano je za bajońskie sumy. Kute w plastiku i w metalu zdobiły paski, klamry, pierścionki, bluzy, dżinsy, ramoneski - wszystko. Trwało to do roku 2017. W międzyczasie No Fixed Abode pozwała Versace i proces ponoć wygrała, chociaż na próżno szukać informacji w sieci. Wszystko odbyło się za zamkniętymi drzwiami i ponoć doszło do grubo opłaconej ugody. Logo Versus zostało kompletnie zmienione i do dziś jest w tej nowej, odświeżonej formie. Marka zaliczyła jednak spadek sprzedaży, bo podbieranie cudzych pomysłów nie popłaca. A u nas ma się świetnie, bo zbywa się je milczeniem. Środowisko w twarz chwali, a za plecami obgaduje. Wszak w Polsce, nie daj Boże, powiedzieć komuś coś złego w twarz! Natychmiast dostajesz wilczy bilet i nie ma Cię na salonach ani zaproszeniach. Koniec pokazów, imprez i darmowego jedzenia.

Czy nasze celebrytki nie wiedziały, że zakładają na siebie kopie innego znanego domu mody? Czy może rzeczywiście, jak w PRL-u, przyszły z wycinkiem z zagranicznej gazety do polskiego "odszywacza" i poprosiły o zamianę słomy w złoto? A ten siadł za kołowrotkiem, wrzecionem czy inną maszyną, w której ma wprawę, napęd na stopę i dokonał magii przemiany papieru w projekt? I skoro już kopiuje, to dlaczego tak nieudolnie, że kreacja przypomina raczej obrus po nieboszczce babuni zarzucony na manekina niż misternie sformatowany i dopasowany do ciała projekt? Talent do zżynania to jedno, ale jest też coś takiego, co nazywa się poczuciem obciachu. Czyżby nasi "projektanci" i celebrytki byli "obciachoodporni"? Czy na modowe plagiaty nie powinny być nałożone kary, tak jak na muzyków czy producentów za wykorzystywanie bez zgody cudzych bitów i wokali? Póki co, zamiast kar i ostracyzmu, jest więcej zleceń i furora na salonach. Kręć się, kręć wrzeciono...

Bartek Fetysz

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.