Ramonka nie żyje. Odeszła miesiąc po śmierci Kory

Miesiąc po śmierci Kory odeszła Ramonka, ukochana suczka wokalistki. Informację tę przekazał Kamil Sipowicz za pośrednictwem oficjalnego profilu na Facebooku artystki.

Od śmierci Kory minął już ponad miesiąc. Wokalistka zmarła 28 lipca o 5:30 rano w swoim ukochanym domu na Roztoczu. W żałobie pogrążonych jest tysiące fanów, jednak nie da się ukryć, że odejście Olgi Sipowicz najbardziej dotknęło jej najbliższych.

Z wokalistką równie mocno związana była jej suczka, Ramonka. W wywiadach artystka często powtarzała, że to właśnie ona jest jej najlepszą przyjaciółką.

Suczka Kory, Ramonka, nie żyje

Jak poinformował oficjalny fanpage Kory na Facebooku, Ramonka zmarła miesiąc po śmierci swojej pani. 

Minęło 39 dni od śmierci naszej ukochanej Kory. Miesiąc i jeden dzień przeżyła Korę Ramonka. Dziękujemy niezliczonym ludziom za współczucie i miłość. Miłość do nich zawsze będzie w naszych sercach - czytamy. 

Jak donosił wcześniej "Fakt", suczka bardzo cierpiała po stracie właścicielki.

Jest osowiała, nie chce jeść. Widać że tęskni za swoją panią - informował tabloid. 

Dla Kory Ramonka była kimś więcej, niż czworonogiem. Była członkiem rodziny i jej najwierniejszym przyjacielem. Ich bliską relację opisywał w swojej ostatniej książce Kamil Sipowicz. 

Są zżyte do granic możliwości. Nie wiadomo, gdzie kończy się Ola, a gdzie zaczyna Ramona. Noszona całe życie na rękach Ramona jest królową naszego domu - relacjonował.

Kora - choroba

Kora dowiedziała się, że choruje na nowotwór jajnika z przerzutami pod koniec 2013 roku. Jednak już wcześniej miała problemy ze zdrowiem. 

Pół życia zjadałam tony proszków przeciwbólowych. Mój lekarz, którego znam od lat, nie przeoczył tego, on to zlekceważył. Nie zlecił przede wszystkim badań, które zleciła inna lekarka. Dzięki niej zrobiłam testy BRC1 i BRC2, a potem lekarz mi powiedział: to choroba śmiertelna i nieuleczalna. Dlatego nieprawdopodobnie słabłam przez te wszystkie lata. Ból mnie zginał do ziemi. Po tygodniu od diagnozy byłam na stole operacyjnym – przytacza słowa Kory "Fakt".

Diagnoza nowotworu była dla niej wstrząsem. Kora przeszła kilka poważnych operacji i kursy chemii. Jej mąż, Kamil Sipowicz ratował ją kilka razy. 

Kiedyś po chemioterapii Kora tak wymiotowała, że o mało nie umarła z odwodnienia. Gdyby operacja nota bene mistrzowsko przeprowadzona przez doktora Pukaluka w Zamościu spóźniła się dziesięć minut, Kora mogłaby nie żyć – mówił w "SE".

Przełom nastąpił w 2016 r., kiedy Kora odzyskała siły. To wtedy zaczęła walczyć nie tylko o siebie, ale o zdrowie i życie innych kobiet, które zmagają się z nowotworem. Kora zwracała się do NFZ o refundację leku na raka jajnika. Jego miesięczna dawka kosztowała aż 24 tysiące złotych. Udało się - w 2016 r. Olaparib stał się lekiem refundowanym.

Kora myślała nawet o powrocie do pracy. Niestety, już nigdy nie wystąpi na scenie.

MM

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.