"Wyszedł zza ochrony i przywitał się pocałunkiem w rękę"

Prezydenta Lecha Kaczyńskiego wspomina Natasza.
"Będąc wielokrotnie w Warszawie, nigdy nie udało mi się spotkać naszego Prezydenta. Spotkałam go na drugim końcu świata - w Nowym Jorku, gdzie byłam z wizytą u zamieszkałych tam dziadków. Przechadzałam się z babcią Madison Avenue, gdy nagle głos z tyłu poprosił nas o zejście na bok. Ustąpiłyśmy, zeszłyśmy na bok i patrzyłyśmy na przechodzących ludzi. Nagle wśród ochroniarzy zobaczyłam Prezydenta. Krzyknęłam - nasz Prezydent! I ku mojemu zaskoczeniu, Pan Lech Kaczyński przystanął, usłyszał mój głos, wyszedł zza ochrony, podszedł do mnie i do babci, przywitał się z nami pocałunkiem w rękę, powiedział 'dzień dobry'. Ja stałam wstrząśnięta, gdyż nigdy nie spodziewałam się takiego spotkania. Nie w takim miejscu, na środku ulicy, wśród nowojorczyków. W tym momencie poczułam, że nasz Prezydent jest przede wszystkim człowiekiem. Człowiekiem, który mimo zapewne goniącego go czasu, przystanął i przywitał się z zupełnie obcymi dla niego osobami. Nie musiał tego robić, a jednak zrobił! Poświecił nam kilka sekund swojego czasu. Było to na przełomie września-października 2009, w dniu Szczytu w Nowym Jorku. Zapamiętam to wydarzenie na zawsze. Panie świeć nas Jego duszą i nad innymi tragicznie zmarłymi". Natasza - czytamy na Tokfm.pl
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.