Ofiara Polańskiego u Lisa: To było bardzo bolesne. Wszyscy mówili, że kłamię

Wybaczyła Polańskiemu?

Gościem programu Tomasza Lisa była 50-letnia Samantha Geimer , zgwałcona w 1977 roku przez Romana Polańskiego . Niedawno wydała książkę. Każda wypowiedź Geimer wzbudza wielkie kontrowersje. To, co powiedziała u Lisa, zaskoczyło po raz kolejny. Opowiedziała m.in. dlaczego zdecydowała się po tylu latach przerwać milczenie.

Przez te wszystkie lata żałowałam, że nie mam okazji do wypowiedzi. Słuchałam mnóstwa nieprawdziwych relacji o tym, co się stało, ale ponieważ byłoby to trudne dla mojej rodziny, nigdy nie sądziłam, że zechcę wystąpić i przedstawić swoją wersję - powiedziała.

Geimer opowiedziała także, jak reagowała na pogłoski i insynuacje krążące w mediach. Mówiono przecież, że to ona sprowokowała Polańskiego oraz że jej matka zaplanowała całą akcję.

To było bardzo bolesne. Wszyscy mówili, że kłamię i inne straszne rzeczy o mojej matce i o mnie. Nasz telefon ciągle dzwonił. Nie mogłyśmy wychodzić z domu i przedstawiano nas jako okropnych ludzi. Był to trudny rok, a do tego ja byłam młodą, gniewną dziewczyną. Dziś sprawy wyglądają inaczej. Nie traktuje się mnie już w taki sposób. Wydaje się, że punkt widzenia przesunął się do pozycji "Roman to straszny człowiek". Upływ czasu i zmiany kulturowe zmieniły podejście ludzi do tego, co się stało.

Fot. TVP

Historia Samanthy wyszła na jaw, gdy jej siostra przypadkiem podsłuchała, jak ta opowiada o zdarzeniu swojemu chłopakowi. Geimer twierdzi, że nie miała zamiaru wyciągać tego na światło dzienne.

Nie sądzę, bym kiedykolwiek opowiedziała mamie. Nie, bo nawet w tak młodym wieku wiedziałam, że wywoła to jakieś reperkusje, a ja się bałam. Nie wiedziałam, co robić. Byłam zszokowana tym, co się stało i było mi głupio przez niektóre rzeczy, które robiłam. To picie szampana i połknięcie tabletki sprawiły, że czułam się winna, jakbym to ja zrobiła coś złego, dlatego prawdopodobnie utrzymałabym to w tajemnicy.
W tamtym czasie, gdy byłam młoda, uważałam, że nie powinna była wzywać policji. Tak straszne było to, przez co wszyscy przeszliśmy. Nie mniej, musiała jednak wezwać policję. Co innego miałaby zrobić. Przecież jako moja matka nie mogła odpuścić, musiała coś zrobić. Ja to rozumiem, ale w owym czasie z pewnością żałowałam, że to zrobiła.

Fot. Albert Zawada / AG

Tomasz Lis nazwał rzeczy po imieniu. Powiedział, że to, czego dopuścił się Polański, to gwałt. Zapytał jednak także, czy gwałtem nie było także zachowanie mediów wobec młodziutkiej Samanthy.

Dokładnie tak to odczuwam - przyznała. - To co, zrobił mi Roman było złe, ale zachowanie sędziego i mediów... Jest wiele win, którymi należy obarczyć osoby rozmyślnie zachowujące się wobec mnie bardzo okrutnie i niesprawiedliwie. Osoby te były niesprawiedliwe wobec Romana. Z trudem poradziłam sobie ze stresem wywołanym przez sądy i media.
To, co stało się z Romanem w domu Jacka Nicholsona było zdarzeniem bardzo nieprzyjemnym, ale krótkotrwałym, ale reszta tego wieczoru, następny tydzień, następny rok, to nieprzerwany ciąg nieprzyjemnych zdarzeń.

Fot. TVP

Przez całą rozmowę Geimer wypowiadała się o Polańskim per "Roman". Zwrócił na to uwagę Tomasz Lis. Zasugerował, że gdyby rzeczywiście miała go za do szpiku złego człowieka, nie mówiła by o nim po imieniu.

Nie czuję wobec niego żadnego gniewu czy nienawiści.

Lis dopytywał także o list, który reżyser wysłał kobiecie.

Napisał do mnie krótki liścik. W gruncie rzeczy to tylko zwięzłe przeprosiny, za to co zrobił. Był to list ważny, bo sprawił, że moja matka, mąż, dzieci poczuły się lepiej. Osobiście nie miałam wrażenia, że są mi potrzebne jego przeprosiny, bo wiedziałam, że żałuje. Byłam pewna, że żałuje tego, co się stało i nie zrobiłby tego ponownie, gdyby mógł się cofnąć i to zmienić.

Geimer była nieszczęśliwa, gdy w 2009 roku cała sprawa ożyła ze względu na aresztowanie Polańskiego w Szwajcarii.

Sąd amerykański potraktował go naprawdę niesprawiedliwie. On siedziałby w więzieniu, a ja byłabym więźniem we własnym domu i paparazzi czekaliby na mnie na lotnisku. Byłam zmuszona przeżywać to wszystko od nowa w roku 2009, tylko dlatego, że prokurator okręgowy ubiegał się w wyborach o wyższe stanowisko. Byłam szczęśliwa, gdy to się skończyło. Nie uważałam, że jego miejsce jest w więzieniu.

Fot. film ''Roman Polański. Wanted and Desired''

Winą za krzywdy życiowe nie obarcza Polańskiego, a sędziego Rittenbanda, który jako pierwszy zajmował się sprawą.

Uważam, że gdyby sędzia Rittenband przeprowadził uczciwą rozprawę, nie byłabym dziś w takiej sytuacji. Choć zachowanie Romana wywarło oczywisty wpływ na moje życie, to właśnie ten sędzia jest odpowiedzialny za pogrążenie nas obu w zmaganiach, które trwają od tylu lat.

Geimer twierdzi, że sprawa była dla Rittenbanda trampoliną do kariery. Zarzeka się też, że nie wypowiada się życzliwie o reżyserze, ponieważ, jak mówi się, zapłacił jej za to. W swojej książce napisała, że "wybaczyła mu wiele lat temu".

aga

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.