Była jedną z najpiękniejszych i najbardziej lubianych aktorek. Ale dla niej bardziej liczyła się rodzina. Historia Anny Przybylskiej

Miała zaledwie 18 lat, kiedy zyskała popularność rolą ślicznej Marylki w serialu "Złotopolscy". Od razu zdobyła serca widzów i pozostała w nich aż do tej pory. Anna Przybylska zmarła w niedzielę wieku zaledwie 36 lat .

Anna Przybylska zadebiutowała rolą Suczki w "Ciemnej stronie Wenus" z 1997 roku i zaraz potem włożyła mundur, żeby na dobre kilkanaście lat wcielać się w policjantkę Marylkę w "Złotopolskich". Umiała jednak przełamać stereotyp gwiazdy jednego serialu. Miała na siebie całkiem inny plan. Po pierwsze, nie zamierzała już zawsze być kojarzona z Marylką z komisariatu, po drugie, ważne było życie prywatne. Jej partner, Jarosław Bieniuk, jest piłkarzem. W latach 2006-2008 grał w jednej z tureckich drużyn. Przybylska podążyła za miłością i częstotliwość pojawiania się Marylki w serialu gwałtownie spadła.

Nie uciekamy na koniec świata. Z Turcji latają przecież samoloty. Bardzo zżyłam się z rolą Marylki. Dzięki niej zyskałam sympatię widzów i na pewno będę robić wszystko, aby fani mojej bohaterki nie rozstawali się z nią - pocieszała wtedy zawiedzionych fanów.

Z Jarosławem Bieniukiem związana była od 12 lat. Nigdy nie planowali sformalizować związku. Być może zaważyło wcześniejsze nieudane małżeństwo aktorki. W 2000 roku młodziutka, zaledwie 22-letnia Anna Przybylska wyszła za mąż za tenisistę Dominika Zygrę. Ślub poprzedziła niespełna półroczna znajomość. Niecały rok po weselu para rozwiodła się. Kiedy niedługo potem aktorka związała się z Bieniukiem, uznała, że najlepszą gwarancją udanego związku jest szczere uczucie.

Przecież można się prawnie zabezpieczyć inaczej. Nie trzeba mieć papierka z Urzędu Stanu Cywilnego, jak również glejtu od Pana Boga. On i tak nikogo w żaden sposób nie zwiąże. Ludzi łączy miłość i wzajemne zaufanie. A my je mamy - wyjaśniała jakiś czas temu w wywiadzie udzielonym "VIVIE!".

Z ich poznaniem się związana jest zabawna historia. Trójmiasto wbrew pozorom jest małe. Znają się "wszyscy". Każdy jest albo znajomym, albo znajomym znajomych. Przybylska i Bieniuk również mieli wspólnych przyjaciół. W końcu się spotkali. On nie miał pojęcia, kim ona jest, jej specjalnie nie imponowało kopanie piłki przez przyszłego partnera.

Kiedyś mu nawet ktoś powiedział, że to przecież jest ta policjantka ze "Złotopolskich". A on nie wiedział, o co chodzi. Ciągle na tym boisku, seriali nie oglądał, myślał, że naprawdę jestem policjantką. A ja znowu nie rozumiałam, jak młody chłopak może zawodowo grać w piłkę - wspominała .

Anna Przybylska i Jarosław BieniukAnna Przybylska i Jarosław Bieniuk KAPiF KAPiF

To była miłość ze sporą dawką namiętności i szaleństwa. Życie, jakie wtedy prowadził Bieniuk było zaprzeczeniem ustabilizowanego i ascetycznego życia piłkarza. Sen, zdrowe odżywianie, zero kobiet - jeżeli jest się na zgrupowaniu kadry narodowej młodzieżówki, to nie ma żartów. Za złamanie zakazów można nawet wylecieć z ekipy. Mimo to...

My byliśmy niegrzeczni. Nic nas to nie obchodziło. Nie mogliśmy znieść rozłąki, więc oczywiście permanentnie łamaliśmy wszelkie przepisy. Najgorzej, że w hotelu, w którym kadra miała zgrupowanie, pokój Bieniuka był naprzeciwko pokoju trenerów. Więc ja, pełna konspiracja, przyjeżdżałam w nocy, z walizką przemykałam przez hol, tam mnie przejmowała recepcjonistka i przemycała do pokoju, a skoro świt wypuszczała tylnym wejściem. Nie zapomnę, jak kiedyś dziennikarze sportowi, Mateusz Borek i Mariusz Lewandowski wpadli do Jarka pokoju, a tam na kanapie Marylka ze "Złotopolskich"! - opowiadała w "Gali".

Annie Przybylskiej i Jarosławowi Bieniukowi urodziło się troje dzieci: Oliwia, Szymon i Jan. Dwoje z nich w Poznaniu, jednym z niezliczonych miast, w jakich mieszkali. Bycie aktorką i do tego żoną piłkarza wymagało ciągłych przeprowadzek. Mimo to Przybylska w cytowanym wywiadzie spróbowała je policzyć. Wronki, Poznań, Gdynia, Turcja, znowu Gdynia, Cypr, Łódź i na koniec znowu Gdynia. Mimo to nie żałowała. Oczywiście, gdyby mieszkała w jednym miejscu, na przykład w Warszawie, jej kariera potoczyłaby się inaczej, być może lepiej. Będąc bardziej dyspozycyjną, mogłaby liczyć na więcej propozycji.  Miała jednak inaczej poukładane priorytety. Nie czuła, że poświęca karierę dla rodziny.

Poświęcenie? To jakaś nowomowa. Przecież to my, kobiety, walczyłyśmy o równouprawnienie i o prawa wyborcze, a nagle okazuje się, że się poświęcamy. Rodzina to poświęcenie?! Nie odpowiem ci więc, czy ja się poświęciłam, czy coś straciłam, bo to są sprawy, które przemijają. Tylko rodzina jest trwała i na zawsze. Nie można porównywać jej z ulotnością kariery zawodowej.

Anna Przybylska z dziećmiAnna Przybylska z dziećmi Viva! Viva!

Anna Przybylska była w ciąży z Jarosławem Bieniukiem pięć razy. Partner aktorki nawet żartował, że Przybylska zachodzi w ciążę od samego przychodzenia na jego mecze albo nawet od oglądania ich w telewizji. A Szymon podobno wygląda dokładnie jak ona, Oliwa z kolei to wykapany tata, a najmłodszy Janek jest "pół na pół".

Właściwie jest tylko jedna rzecz, jakiej żałuje. Została poproszona o poprowadzenie XXX Festiwalu Filmowego w Gdyni.

To było dla mnie ważne. Uznałam, że zostałam zaproszona do grona wielkich aktorów - przyznawała potem z żalem w rozmowie z "Galą".

Była wtedy w trzeciej ciąży, a wcześniej jedną poroniła. Lekarz uznał, że występ na festiwalu to zbyt forsowne dla jej organizmu. Mimo to kariera aktorki nie wydawała się jakoś szczególnie cierpieć przez oddanie się rodzinie. Przeciwnie. Anna Przybylska od lat i niezmiennie była jedną z najjaśniejszych gwiazd polskiego kina. Najjaśniejszych i najseksowniejszych. To było spore wyzwanie dla Jarosława Bieniuka, bo przecież jego partnerka nie bała się także scen rozbieranych.

Może inny facet szalałby z zazdrości. Lecz Jarek ma poczucie własnej wartości, uważa, że jest całkiem niezłym "towarem", z czym ja się w zupełności zgadzam (śmiech). Nie dość, że przystojny, nie dość, że piłkarz, to jeszcze dowcipny - żartowała Przybylska.

Ostatnią taką scenę zagrała rok temu, w "Bilecie na Księżyc". Przybylska robiła striptiz. Zadanie było o tyle skomplikowane, że w filmie wystąpił również jej syn, Szymon.

Nie było mowy, żebym grała przy nim. Musieliśmy poczekać do dziesiątej, aż pójdzie spać (śmiech). Poszedł. I daliśmy radę - wspominała potem w wywiadzie dla "Gali".

Wspominała również, że nagrywanie tej sceny wyglądało inaczej, niż najczęściej wygląda to w takich sytuacjach. Zwykle okoliczności są kameralne: reżyser, operator kamery, może jeszcze ktoś z obsługi.  Aktorka miała nadzieję, że i tym razem nie będzie inaczej. Reżyser, Jacek Bromski, wyprowadził ją z błędu.

"Jak ty to, Anka, sobie wyobrażasz? Że ja wyproszę wszystkich z planu? Przecież striptiz robi się dla ludzi!". Więc najpierw zrobiliśmy próbę przy ekipie, a potem Posadzili w sali ludzi ze Świnoujścia, całą ekipę, wszystkie rzędy były szczelnie wypełnione. I Jacek do mnie: "Anka, trudno, teraz albo nigdy". No i ja wtedy: peleryna ciach, szabada, szabada, obrót i poszło. Cały wstyd zostawiłam w garderobie i dałam z siebie wszystko. W filmie nie wszystko jest widoczne, wiadomo, światło, montaż, ale statyści na sali jak najbardziej widzieli wszystko, każdy detal (śmiech).

Poza filmem, Przybylska odsłaniała też swoje ciało w "Playboyu". Dwukrotnie: w 2000 i 2002 roku. Miała też propozycje do trzeciej sesji, ostatecznie jednak nie skorzystała.

Gdyby nie trójka moich dzieci, chętnie zrobiłabym to jeszcze raz. Propozycje dostaję nieustannie, ale to już nie te czasy. Wtedy każdy numer "Playboya" był wydarzeniem, a taka sesja nobilitacją. Wspominam je przyjemnie. Moja sesja była ładna, delikatna, dziewczęca. Nie było głosów oburzenia - mówiła później.

Anna Przybylska zawsze umiała zrównoważyć proporcje pomiędzy oddaniem się rodzinie a karierą. W sytuacji "konfliktu interesów", wybierała zgodnie z przyjętym systemem wartości: najpierw rodzina, potem praca. Czas planowała tak, żeby jak najwięcej poświęcić go bliskim. W kontraktach miała zakaz bukowania biletów lotniczych, bo robiła to tak, żeby zdążyć na ostatnią chwilę. Kiedy samolot utknął na lotnisku, potrafiła potem spóźnić się przez to na zdjęcia albo premierę. Jeżeli odbywała się jakaś impreza branżowa, pojawiała się na niej tylko na chwilę i znikała, bo zbliżał się tydzień, dzieci miały szkołę, a ona musiała być w formie. Poza tym nie lubiła ścianek, czerwonych dywanów i całego tego celebryckiego zgiełku.

Nie to, że czułam się obco na tych bankietach, przecież pochodzę z dużego miasta. Kompleksów nie miałam - śmiała się w rozmowie z "Galą".

Anna PrzybylskaAnna Przybylska KAPiF KAPiF

Mimo to stała się dla paparazzi łakomym kąskiem. Panowie z aparatami regularnie podjeżdżali pod jej dom w nadziei na ciekawe zdjęcia. Ich aktywność nasiliła się wraz z pierwszymi informacjami o chorobie Anny Przybylskiej. Prawie zamieszkali w samochodach zaparkowanych pod jej oknami. Czatowali na jej dzieci pod szkołą. Usiłowali dostać się do szpitala, do którego w końcu trafiła. Nie komentowała swojej choroby, co jeszcze bardziej motywowało paparazzi do zrobienia "tego" zdjęcia. Nie wytrzymała, wypowiedziała im wojnę.

Każdego, kto będzie próbował naruszyć moją godność, prywatność, będzie mnie nękał, dręczył mnie, moją rodzinę i zwłaszcza dzieci, pociągnę do odpowiedzialności karnej. Ja się nie poddam - oświadczyła we wrześniu ubiegłego roku w programie "Tomasz Lis na żywo".

Wciąż konsekwentnie unikała odpowiedzi na pytania o stan zdrowia. Nie wierzyła, że jeżeli wyda oświadczenie, to odzyska spokój. Poza tym, skoro nie wydawała go, gdy była w ciąży, albo wyjeżdżała do Turcji, to dlaczego miałaby wydawać oświadczenie dotyczące choroby? To w końcu jej sprawa.

W mediach piszą, że mam raka, zastanawiają się, kiedy umrę, ile czasu mi zostało. Tylko jakim prawem ktoś mnie wciąga w taką sytuację? Ja się temu sprzeciwiam, ja nie chcę w tym uczestniczyć! Mam 35 lat, troje dzieci, karierę zawodową, na którą sama sobie zapracowałam, i nie mogę sobie na coś takiego pozwolić, żeby tabloidy wyśmiewały się ze mnie, pisały bzdury na temat mojego stanu zdrowia, zastraszały moje dzieci i urządzały igrzyska moim kosztem - mówiła w "Gali".

Zdesperowana, zaczęła nagrywać paparazzi i publikować ich wizerunki na Instagramie, chcąc, żeby choć trochę poczuli to, co ona czuje za ich sprawą. Nie wahała się też wejść z nimi w spór sądowy. Skoro "miękkie" metody w postaci upubliczniania wizerunków nie skutkowały, domagała się całkowitego zakazu zbliżania się fotografów do niej i do rodziny. Decyzja sądu wciąż jednak dawała paparazzi wolną rękę. Prokurator uznał, że ich zachowanie nie miało charakteru uporczywego, więc nie było znamion przestępstwa.

Funkcjonariusze przeanalizują materiał i zdecydują, czy fotoreporterzy dopuścili się wykroczenia tzw. złośliwego niepokojenia. Dalsze czynności zależą już od policji - mówił na początku maja Witold Niesiołowski z gdyńskiej prokuratury.

Ostatni raz Anna Przybylska pokazała się na salonach 28 marca w Gdańsku na premierze porsche macan. To było jej pierwsze publiczne wyjście od wielu miesięcy. Uśmiech praktycznie nie znikał wtedy z jej ust. Kiedy "Gala" zapytała ją o plany "na potem", żartowała, że kiedy jej gwiazda zacznie przygasać, zafunduje sobie medialne rozstanie z Bieniukiem. A na poważnie? Na poważnie to najważniejsze są dzieci. W końcu jednak dorosną. Co wtedy?

Eugeniusz Korin zaproponował, żebym razem z nim i Michałem Żebrowskim zrobiła coś w Teatrze 6. Piętro. Monodram. Zaprosili Andrzeja Saramonowicza, żeby napisał coś specjalnie dla mnie. Ale to są na razie plany. Zobaczymy.

Anna PrzybylskaAnna Przybylska KAPiF KAPiF

Jacek Zalewski

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.