Kradzież nagich zdjęć gwiazd wywołała dyskusję. Apel znanej aktorki: Nie oglądajcie ich

To nie pierwsza taka afera. Ale pierwsza na TAKĄ skalę i z TAKIM nazwiskiem w roli głównej. Bo takiego skandalu z Jennifer Lawrence nie spodziewał się nikt. Ale nie spieszmy się ze stwierdzeniem, że to może jej zaszkodzić. Oprócz tego, że wielu krytykuje gwiazdy za to, że fotografują się nago, cała sytuacja wywołała wielką dyskusję o niebezpiecznym zjawisku: piętnowaniu kobiecej seksualności.

Skandal wybuchł w nocy z niedzieli na poniedziałek. Do sieci wyciekły nagie zdjęcia gwiazd, w tym zdobywczyni Oscara - Jennifer Lawrence . Haker wykradł prywatne fotki, a następnie zaczął udostępniać je w internecie. Co gorsze, dysponuje też filmem, na którym widać, jak gwiazda uprawia seks oralny. Rzecznik Jennifer Lawrence, która na skandalu może stracić najwięcej, potwierdza autentyczność zdjęć. Zaznacza także, że zostały już podjęte pierwsze kroki w celu ustalenia i złapania sprawcy całego zamieszania. Aktorka współpracuje już z FBI.

To rażące naruszenie prywatności. Odpowiednie służby już zajęły się sprawą i oskarżą każdego, kto będzie publikować skradzione zdjęcia Jennifer Lawrence - powiedział rzecznik aktorki.

Choć od niedzieli uznawano, że haker wykradł zdjęcia z należącej do Apple'a chmury do przechowywania plików iCloud, zsynchronizowanej z telefonami gwiazd, firma we wtorek zaprzeczyła oskarżeniom - według wewnętrznego śledztwa, "przeciek" nie pochodził z żadnego systemu Apple'a, celem ataku były prywatne konta znanych kobiet, złamano ich loginy, hasła i pytania zabezpieczające.

Oprócz Jennifer Lawrence, "kolekcjoner", jak nazywa siebie ten przestępca , ma nagie zdjęcia około 100 gwiazd: Kim Kardashian, Joanny Krupy, Winony Ryder, Kirsten Dunst, Rihanny, Mary-Kate Olsen. Jednak to właśnie o zdobywczyni Oscara mówi się w kontekście afery najgłośniej i najczęściej. Dlaczego? Do tej pory była "ulubienicą Ameryki" - nominowana trzykrotnie do najważniejszej filmowej nagrody na świecie, sympatyczna, otwarta, szczera. Ludzie na całym świecie pokochali ją między innymi za takie wypowiedzi:

embed
embed

I nagle się okazuje, że ta "dziewczyna z sąsiedztwa" robiła sobie (a także pozowała komuś) nagie zdjęcia. I to nie jedno, nie dwa, a kilkanaście, w różnych, często wyzywających pozach.

embed

Taka sytuacja to w amerykańskim show-biznesie nie pierwszyzna. No właśnie. Gwiazdy już kilka razy mogły się przekonać, że nagie zdjęcia czy sekstaśmy ZAWSZE, prędzej czy później, ujrzą światło dzienne. Zawsze znajdzie się ktoś, kto z niezrozumiałych dla mnie powodów znajdzie przyjemność we włamywaniu się na prywatne maile i telefony znanych osób. Ale jak widać po najnowszej aferze, znane panie nie uczą się na błędach poprzedniczek. W dzisiejszych czasach gwiazdy po prostu muszą uważać na wszystko, co robią - to smutne, ale prawdziwe.

To ważne, nie tylko dla gwiazd, ale i wszystkich ludzi, by pamiętali, że zdjęcia i dane nie znajdują się już jedynie na urządzeniu, które je wykonało. Kiedy przenosimy wszystko na chmurę, kontrolowanie tego, kto ma do tego dostęp, staje się dużo trudniejsze, choć myślimy, że to jest prywatne - napisał w poniedziałek na blogu Ken Westin, który zajmuje się ochroną danych w sieci.

Podobna sytuacja miała miejsce w 2010 roku. Wtedy haker włamał się do telefonów i na maile kilkunastu gwiazd, m.in. Scarlett Johansson, Mili Kunis, Jessiki Alby, Christiny Aguilery, Demi Lovato, Miley Cyrus, Seleny Gomez. Przestępca opublikował w sieci ich prywatne smsy, maile, a w przypadku dwóch pierwszych nazwisk, także nagie zdjęcia. Haker został złapany. Okazał się nim pochodzący z Florydy Christopher Chaney, którego w 2012 roku skazano na 10 lat pozbawienia wolności. W 2011 roku natomiast pojawiły się nagie zdjęcia Blake Lively, także wykradzione z jej telefonu. W tym przypadku obwiniano "osobę nieżyczliwą" aktorce, kogoś, kto chciał jej zaszkodzić. Blake długo zaprzeczała, że to ona jest na zdjęciach, a sprawa w końcu ucichła.

Blake Lively Blake Lively  AP/Alastair Grant Blake Lively / AP/Alastair Grant

Na amerykańskich portalach jednym głosem krytykuje się występek hakera. Jego działanie nazywa się wręcz "obrzydliwym".

Chociaż wiele gwiazd czyni swoje życie prywatne ogólnie dostępnym dla świata, między innymi dzięki portalom społecznościowym (z których np. Lawrence w ogóle nie korzysta), żadna osoba publiczna nie powinna być pozbawiana w tak straszny sposób prywatności - czytamy na Buzzfeed.com.

Podkreślmy jeszcze raz - zdjęcia zostały WYKRADZIONE z prywatnych kont gwiazd. Te znane osoby nie umówiły się na "ustawkę" czy też nie zostały "przyłapane" przez paparazzi w miejscu publicznym. One stały się ofiarami przestępstwa.

Jennifer Lawrence jest otwarta i daje nam od siebie bardzo dużo. Ale wielu to nie wystarczy. Problem w tym, że kiedy już pojawia się "głód publiki" i wszyscy chcą wiedzieć o gwieździe coraz więcej, bardzo trudne staje się, zwłaszcza w dobie internetu, kontrolowanie tej sytuacji - czy to dla gwiazdy, agenta czy nawet policji. Nie mylcie tego z obwinianiem ofiary: tylko dlatego, że ktoś jest osobą publiczną, jest lubiany i charyzmatyczny, NIE POWINIEN i NIE ZASŁUGUJE na to, by stać się łatwym celem; tym nie mniej tak często się dzieje - pisze Anne Helen Petersen na Buzzfeed.com.

Tak stało się też i w tym przypadku. Owszem, mówi się o "beztrosce" gwiazd, które robią sobie nagie zdjęcia, ale - przede wszystkim - komentuje się to, jak nagość kobiet postrzegana jest w społeczeństwie i jak może być wykorzystana przeciwko kobietom.

Jak nagość może być czymś, czego mamy się wstydzić? Czy kobieca nagość zawsze będzie skandalizująca? Jeżeli będziemy upierać się, że jest, to czy zgadzamy się, że kobiety nie powinny być nagie, a kiedy są nagie, to robią coś złego? - oburza się blogerka Lainey Gossip.
Te zdjęcia poszły w świat i już nigdy nie znikną. Ale jako fiministki, fanki Jennifer Lawrence lub po prostu kulturowo postępowe osoby, możemy nie reagować tak, jak chciał tego haker - a chciał wywołać skandal. Jedyny sposób na to, żeby zniszczyć popyt na takie zdjęcia, to przestać traktować je i "sekrety", które odkrywają, jako skandaliczne. One nie mówią nam niczego nowego o Lawrence. Nie sprawiają, że patrzymy na nią inaczej. Wiecie dlaczego? Bo seksualność nie jest i nie powinna być nieprzyzwoitym sekretem. To, że coś jest prywatne, nie znaczy, że jest nieprzyzwoite - czytamy na Buzzfeed.com.
W tych czasach tolerancji i wolności słowa, z jakiegoś powodu nadal jesteśmy zszokowani tym, że supermodelka, która spotyka się z zawodowym sportowcem ma nagie i seksowne zdjęcia. Że zdobywająca nagrody aktorka ma popęd seksualny. Że te kobiety mają prywatne życie seksualne, które pewnie przypomina nasze własne - czy chcemy to przyznać, czy nie - czytamy na Huffington Post.

Jennifer LawrenceJennifer Lawrence REUTERS/MARIO ANZUONI REUTERS/MARIO ANZUONI

Swoje poparcie dla poszkodowanych gwiazd wyraziło wiele znanych osób.

Sposób, w jaki pokazujesz swoje ciało, zawsze musi być WYBOREM. Wspierajcie te kobiety i nie oglądajcie tamtych zdjęć. Argument: "nie rób sobie nagich zdjęć, jeśli nie chcesz, by znalazły się w internecie" to nic innego jak "ona miała na sobie krótką spódnicę" - napisała na Twitterze Lena Dunham znana z serialu "Dziewczyny".
Gorsze od naruszenia prywatności kobiet w mediach społecznościowych jest czytanie towarzyszących temu pozbawionych empatii komentarzy - to wpis Emmy Watson, prywatnie przyjaciółki Jennifer Lawrence.

Miejmy nadzieję, że odpowiedzialna za przestępstwo osoba zostanie jak najszybciej złapana.

Magdalena Terepka

Więcej o:
Copyright © Agora SA