"Kuchenne rewolucje": koniec sezonu. Najlepsze? Sposób, w jaki właściciel mówi do Wietnamczyka. "Masakra językowa"

Bariera językowa, bariera kulturowa, ale przede wszystkim ogromna tęsknota wietnamskiego kucharza za domem - z takimi problemami musiała zmierzyć się Magda Gessler w ostatnim odcinku tego sezonu "Kuchennych rewolucji".

Magda Gessler w 14. i ostatnim odcinku 13. sezonu " Kuchennych rewolucji " odwiedziła wietnamską restaurację w Lubartowie. Małżeństwo, Michał i Iwona, zdecydowali się ją otworzyć, bo sądzili, że mieszkańcy - podobnie jak i oni - zakochają się w orientalnych smakach. Tym bardziej, że szefem kuchni był rodowity Wietnamczyk o imieniu Nam mający doświadczenie w pracy kucharza zarówno w Wietnamie, jak i w Polsce. Niestety, z czasem właściciele przekonali się, że kucharz "spolszczał" wietnamskie dania, tak by - jego zdaniem - bardziej trafiały w gusta Polaków. Ten odcinek odbył się pod znakiem barier językowych, ale także i regionalnych. Już przy pierwszym zamówieniu Magda Gessler zapytała kelnerkę, czy kucharz sam przyrządza placki ziemniaczane lub tortillę, w odpowiedzi usłyszała, że te produkty są:

Kupcze - odpowiedziała kelnerka mając na myśli "kupne".
Po jakiemu pani mówi? - zrugała ją Gessler.

Postawa Magdy Gessler nie spodobała się fanom na Facebooku. Uznali oni, że słowo "kupcze" jest regionalizmem, który często można usłyszeć na Lubelszczyźnie, a wyśmiewanie się przez Gessler z gwary jest nie na miejscu.

Komentarze na profilu Magdy GesslerKomentarze na profilu Magdy Gessler Facebook.com/Magda Gessler Facebook.com/Magda Gessler

To jednak nie wszystko. Główną przeszkodą była bariera językowa pomiędzy właścicielem a kucharzem, Wietnamczykiem. Nam, mimo że mieszkał w Polsce od prawie 10 lat, nie znał języka polskiego. Michał mówił do niego łamaną polszczyzną w taki sposób, że niejeden Polak miałby spory problem ze zrozumieniem jego poleceń. Gdy Magda Gessler poprosiła kucharza, by przyrządził dla niej coś typowo wietnamskiego, właściciel przetłumaczył mu to tak:

Nam, kucharz, tak sam dom, Wietnam, wiem? Wietnam, wołowina, półmisek, grzyby mun - literował.

Właściciel sam przyznał, że problemy w komunikacji istniały.

Wydaje mi się, ze z nim się dogadałem, ale nie jestem pewien - mówił do kamery.

Jednak chyba jeszcze większym problemem niż bariera językowa, była ogromna tęsknota Nama za rodziną, która mieszkała w Wietnamie. Kucharz pracował w Polsce, by zapewnić jej byt. Choć nie był obecny ciałem, był z nią duchem - ze swoją rodziną rozmawiał codziennie przez telefon. Gessler zwróciła uwagę właścicielom na to, w jak trudnym położeniu był ich kucharz.

On jest bardzo wrażliwy i ambitny. Jemu jest bardzo ciężko, nie wiecie co ten człowiek przeżywa pracując tutaj.

Właściciele przyznali, że faktycznie wcześniej nie zdawali sobie z tego sprawy. W dalszej części rewolucji producenci programu znaleźli tłumacza, co pozwoliło niemal wyeliminować barierę językową. Niestety właściciele uparcie mówili do kucharza w swoim polsko-wietnamskim języku. Mimo problemów rewolucję udało się przeprowadzić, a Magda Gessler była niezwykle dumna z kucharza, który uroczystą kolację dla wszystkich gości przyrządził prawie bez niczyjej pomocy. Teraz lokal nazywa się "PHUC PHUC", co po wietnamsku oznacza "szczęście, fortunę". Rewolucja więc udała się, a na mapie Polski powstała nowa godna polecenia pozycja serwująca orientalną kuchnię.

Pani Magda mówić dobrze - chwalił właściciel kucharza. Pani mówić mua, rewelacja - wtórowała mu jego żona.

Fani na Facebooku zwrócili uwagę właśnie na kaleczenie mowy ojczystej przez właściciela. Co z tego, że robił to w dobrej wierze, skoro efekt był odwrotny od zamierzonego. Fani niemal jednogłośnie stwierdzili, że nie dziwią się temu, że kucharz nie mówi po polsku, skoro właściciel mówi do niego w ten sposób.

Komentarze na profilu Kuchennych rewolucjiKomentarze na profilu Kuchennych rewolucji Facebook.com/Kuchenne rewolucje Facebook.com/Kuchenne rewolucje

Nie rozumiemy, dlaczego przez kilka dni, podczas których powstają "Rewolucje", nikt nie wytłumaczył właścicielom, że nie należy kaleczyć i "upraszczać" języka polskiego, tak by lepiej zrozumiał go Wietnamczyk. Wszak, jeśli chodzi o naukę języka przez dzieci, w psychologii popularna jest teoria, żeby mówić do nich poprawnie, pełnymi zdaniami, a nie zdrabniać słów na "dziecięce", jak mają zwyczaju niektórzy rodzice. Podejrzewam, że ta teoria ma swoje przełożenie także jeśli chodzi o naukę języka polskiego przez obcokrajowców. A Wy co o tym sądzicie?

BP

Więcej o:
Copyright © Agora SA