Roast Kuby Wojewódzkiego. Żarty z wylewu Figurskiego i romansu Dereszowskiej. "Durczok ją zostawił, bo..."

Roast Kuby Wojewódzkiego miał zatrząść telewizją. Czy seksistowskie żarty z Anny Dereszowskiej, z choroby Michała Figurskiego i "znęcanie się" nad Piotrem Kędzierskim wystarczyły? Ziemia się poruszyła, ale do prawdziwej apokalipsy było daleko. Niestety, lub może raczej, na szczęście.

Roast Kuby Wojewódzkiego był szykowany przez TVN jako wydarzenie sezonu: najpierw trzęsienie ziemi, a potem... trzęsienia ziemi ciąg dalszy. Wielu z nas widziało zapowiedź programu , płaczącą Annę Dereszowską i deklaracje uczestników, że po tym, co się stało, TVN na pewno nie wyemituje roastu.

Wszyscy zastanawialiśmy się, co u licha, doprowadziło Annę Dereszowską do łez i dlaczego Kuba Wojewódzki musiał ją pocieszać. Nie zdradzę żadnej tajemnicy, jeżeli napiszę, że nie dowiedzieliśmy się. Najmocniejszy moment programu, łzy Dereszowskiej, wydarzyły się po programie. Nie wiemy, dlaczego płakała.

Ten program będzie programem chamskim, wulgarnym programem. Bogusław Kaczyński, kiedy dowiedział się, co będziemy tutaj robić, umarł - zapowiedział prowadzący roast Michał Kempa.

Dotrzymał obietnicy. Miało być nisko, chamsko, podle - i było. Panowie i pani, prawiący sobie wzajemnie obelgi, poszli po linii najmniejszego oporu i celowali albo w żarty z podtekstem seksualnym, albo chorobowym.

Szybki, złośliwy, ciężko go pokonać, rak jelita. Kuba, jesteś jak rak jelita. Ludzie mają cię w dupie i nie atakujesz mózgu - "skomplementował" bohatera programu Abelard Giza.
Piotr Kędzierski jest z nami tylko dlatego, że Michał Figurski miał wylew. Nie mogłeś wziąć sobie kogoś śmieszniejszego na partnera? Na przykład Piotra Kędzierskiego po wylewie? - walił na odlew Antoni Syrek-Dąbrowski.

A żarty seksualne? Ich ofiarą padała głównie jedyna kobieta w towarzystwie, Anna Dereszowska.

Dawid Podsiadło to miły koleś. Jest tak otwarty i gościnny, jak wagina Dereszowskiej - mówił Piotr Kędzierski.

Jeszcze brutalniej obszedł się z nią Sebastian Rejent.

Anna Dereszowska miała romans z Kamilem Durczokiem, ale szybko ją zostawił. Tak się na nią raz wkurzył, kojarzycie tę sytuację... zapomniała, że ma połknąć i w "Faktach" cały stół był uj*bany.

TVN/X-News

Parada rynsztokowych wyzwisk, grubych inwektyw i zwykłego chamstwa przebranego w parodystyczny kostium ciągnęła się niemal półtorej godziny. Chwilami było to nawet śmieszne, choć już mniej więcej po trzecim występie wiedzieliśmy, że obrażanie będzie pozbawione subtelności, dosłowne i z obowiązkową dawką aluzji seksualnych. Godne uwagi, że najbardziej sponiewieranym bohaterem programu wcale nie był Kuba Wojewódzki, ale jego radiowy do niedawna partner, Piotr Kędzierski.

Czym się różni Kędzior od g*wna? G*wno wychodzi z dupy Wojewódzkiego, a Kędzior wchodzi.

Bez niedomówień. Finezja cepa. Poziom kloaki, to znaczy Michała Kempy.

Kiedy wydawało się, że już tam pozostaniemy, na mównicę wszedł Dawid Podsiadło. Panie i panowie, ten człowiek najwyraźniej minął się z powołaniem. Wystarczyło jedno słowo, gest, zawieszenie głosu, podrapanie się po głowie - i wszyscy pękali ze śmiechu. Zero seksualnych aluzji, zero grubiańskich żartów. Klasa. I nie miało doprawdy znaczenia, że jego kwestie, wzięte dosłownie, nie były śmieszne. W jego interpretacji były.

Wygląda na to, że ekipa sprzątająca nie ma co dzisiaj robić, bo pozamiatałem - przyznał nieskromnie i to była jedyna tego wieczoru nieskromność godna wybaczenia.

TVN/X-News

Roast oznacza zawieszenie pewnych norm, jest jak karnawał, podczas którego można więcej. Uczestnicy skwapliwie z tego skorzystali, choć niepodobna oprzeć się wrażeniu, że niektórzy zrobili to wyłącznie wskutek fascynacji nową dla nich konwencją. Byli jak awanturnicy, którzy dostali zbyt duże rewolwery, chętnie by postrzelali, ale kaliber ich przerósł. I obrażać trzeba umieć, a to wymaga czegoś więcej, niż walenia słowem na odlew. Zawieszenie norm oznacza bowiem także umowny charakter samego obrażania, bo inaczej po każdym programie mielibyśmy serię procesów sądowych. Jeżeli obrażanie ma śmieszyć, to - zgodnie z konwencją - wymaga wirtuozerii w żonglowaniu słowami. Największą wykazał zacinający się co chwila muzykant, Dawid Podsiadło.

"Taka konwencja" - mawia Kuba Wojewódzki, kiedy mu się wypomina żarty z Ukrainek. "Taka konwencja" - tymi samymi słowami można skwitować prymitywne żarty, których defiladę odebraliśmy podczas roastu Kuby Wojewódzkiego. W tych żartach kryje się dwuznaczność, odrzucają, ale nie do końca - i właśnie owo "nie do końca" sprawia, że jednak takie programy skazane są na sukces. Widz winszuje sobie, że ten poziom żartów go nie dotyczy, a mimo to nie potrafi oderwać się od telewizora. Dosłowność zabiłaby jego poczucie przyzwoitości, ale na szczęście magiczne słowo "konwencja" anuluje i unieważnia ewentualne wyrzuty sumienia, więc po takim seansie wychodzi oczyszczony. Gdyby nie było roastów, należałoby je wymyślić. Dzięki nim wieczorem można pośmiać się z tego, co oburza za dnia.

Jacek Zalewski

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.