"Koleżanka, która biegła ze mną, strasznie się bała" - Lichota opowiedział, jak do kręcenia niektórych scen zatrudniono... niedźwiedzie. Z boku mogło to wyglądać groźnie.
"Wataha", nowy serial z Leszkiem Lichotą stał się okazją, żeby zaprosić aktora do show Kuby Wojewódzkiego. Lichota przyznał, że rzadko ogląda siebie na ekranie.
To nie tak, że nie lubię na siebie patrzeć - tłumaczył. - Grając postać wyobrażam sobie, jak się zachowuje i wygląda. Potem oglądając to widzisz, że zostało z tego 10 procent. I to jest zupełnie coś innego, niż myślałeś.
Śmiejesz się z siebie?- zapytał Wojewódzki.
Czasami tak.
Rozmowa momentami nabierała absurdalnego wymiaru.
Akcja dzieje się w Bieszczadach.
Tak.
To niesamowite.
Tak.
Lichota przyznał, że bywało ekscytująco. Puszczano na niego prawdziwego niedźwiedzia, a on musiał przed nim uciekać.
Najlepsze było to, że były dwa niedźwiedzie: jeden stary i leniwy, a drugi młody i jurny. Chodziło o to, że temu staremu, kiedy miał za nami biec, pokazali tego młodego, on się go wystraszył, zaczął przed nim uciekać, a my byliśmy przed nim, więc wyglądało, jakby nas gonił. Koleżanka, która biegła ze mną, strasznie się bała i pytała, czy jest jakiś snajper na wypadek, gdyby on nas dorwał. Cała ekipa udawała, że jest z nami snajper i kazali jednemu machać, że jest snajperem. Oczywiście, nikt nic nie miał - śmiał się Lichota.
A już zupełnie poważnie dodał, że w razie ataku niedźwiedzia, po potknięciu się, należy wstać i z godnością odejść. Jest szansa, że niedźwiedź nie zainteresuje się. Uff...!
Leszek Lichota KAPiF KAPiF
alex